Plac Europejski – moje nowe ulubione miejsce w Warszawie!
skomentuj →
kategoria: miejsca, mobilnie tagi: anastazja, iphone, polka bikes, warszawa
Gruzja jest nieprawdopodobna! Kiedyś czytałem tekst Marcina Mellera, w którym pisał o swojej fascynacji tym krajem. Myślałem wtedy „no ok, ale aż tak?”. Więc pojechałem, zobaczyłem, poczułem… I wiecie co? Aby doznać tego kraju, trzeba pojechać gdzieś dalej, niż Tbilisi. Tak, stolica jest nieprawdopodobna! Ale urok tego małego państwa leży głównie w jego innych rejonach. Oczywiście nie zjeździliśmy calutkiej Gruzji, raczej jej mały kawałek. Ale to wystarczyło, abym mógł powiedzieć, że w Gruzji się zakochałem.
Tbilisi to chaos. Piękny chaos, chociaż czasami irytujący. Miast zróżnicowane jak sama Gruzja. Mi najbardziej podobały się te wszystkie stare drzewa – Tbilisi jest dosłownie usłane nimi. Na każdym kroku, na każdym chodniku… drzewa, drzewa, drzewa. Może męczyć tylko to, że tu wszędzie jest pod górę. Ale hej, taka jest Gruzja!
Kazbegi to cudowne krajobrazy. To również chłodny powiew Kaukazu oraz rosyjski mir tuż tuż. Jak pisałem w relacji z tego miejsca, dla mnie to taka mała Alaska. Nigdy na Alasce nie byłem, ale kojarzę ją tak z filmów i seriali. I Kazbegi mi te widoki bardzo przypominało. To chyba dla mnie było najfajniejsze miejsce z tych, w których byliśmy.
Cziatura to wehikuł czasu. Tam czas się po prostu zatrzymał. Jeszcze bardziej, niż w nieuznawanym przez świat Naddniestrzu, w którym byliśmy jakiś czas temu. Cziatura to miejsce trochę dziewicze turystycznie – oczywiście docierają tu ludzie np. z Polski, ale turystów jest tu strasznie mało. Tak mało, że nie ma dla nich nawet hoteli na Airbnb czy Booking.com – my załatwiliśmy taki przez znajomego Gruzina. Warto tu przyjechać dla tych starych wagoników – ale tylko wtedy, gdy macie zamiar się nimi przejechać. Tak, są stare i wyglądają przerażająco, ale bez poczucia adrenaliny, gdy jedziecie tą puszką ogrom metrów nad ziemią… Nie do opisania!
Batumi to kontrasty. Z jednej strony plaże i taki trochę klimat polskich kurortów (ten cały kicz), z drugiej przedziwne, wielkie budowle i wieżowce, które niczym nie przypominają poważnej architektury, z trzeciej strony kamieniczki, które są niczym żywcem wyjęte z włoskich miasteczek… A do tego wszystkiego turyści z Turcji i Janusze z Rosji, którzy chodzą bez koszulek z wytatuowanymi plecami w slipkach w barwach Federacji Rosyjskiej. Ale to naprawdę wspaniałe miejsce. Ja będę chciał tam jeszcze wrócić, bo czuję, że Batumi ma jeszcze wiele do pokazania.
My dolecieliśmy do Gruzji LOTem, a potem podróżowaliśmy małymi busami (tylko z Batumi do Tbilisi wróciliśmy autokarem linii Metro Georgia, co bardzo miło wspominam). Teraz, mając już jakieś pojęcie o Gruzji, poleciałbym tam z przyjemnością jeszcze raz. Najpierw samolotem do samego Kutaisi, a potem szybko z lotniska do Batumi (to też taka wakacyjna podpowiedź dla Was:).
Wiele mógłbym napisać również o samych ludziach w Gruzji, ale wspominałem o tym nie raz w moich poprzednich wpisach. Pisałem tam nie raz, że są naprawdę wspaniali. Oczywiście nie doświadczyliśmy typowo gruzińskiej gościnności (wino i tańce, wino i tańce, wino i tańce…), ale wszystko przed nami – może następnym razem.
Będąc w Gruzji warto znać kilka słów i zdań po rosyjsku. Niby jest to kraj zapatrzony w Unię Europejską i Stany Zjednoczone (strasznie zapatrzony!), ale jednak z angielskim są tam spore problemy. Rosyjski otwiera drzwi, pozwala się dogadać, coś tam zrozumieć i wytłumaczyć.
To chyba tyle. Zapraszam do czytania relacji z całej wyprawy, które publikowałem na blogu (wystarczy kliknąć na tag gruzja→, aby wyświetlić wszystkie wpisy). Większość opatrzona typowo pamiątkowymi zdjęciami, bo na kadry życia było za mało czasu. Trudno, ale takie są uroki tego typu wypraw.
Jeżeli macie pytania odnośnie samej Gruzji, to nie piszcie maili, a zadawajcie je w komentarzach. Odpowiedź może przydać się także innym odwiedzającym.
* * *
W podróży byłem z:
Katarzyną Mach / katarzynamach.com→
Robertem Danielukiem / robertdanieluk.com→
Wielkie dzięki, było super! Mam nadzieję, że jakoś ze mną wytrzymaliście:)
* * *
Na sam koniec klasycznie już trochę muzyki zasłyszanej w gruzińskiej tv. Niestety nie udało mi się znaleźć nic ich, cały czas katowali rosyjskie i ukraińskie przeboje. Tak więc poniżej te, którymi zarzucały człowieka gruzińskie programy muzyczne:
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, mobilnie, wyprawy tagi: batumi, cziatura, dawid markoff, gruzja, iphone, katarzyna mach, kazbegi, robert danieluk, tbilisi, x100s
Środa.
Środa to nasz ostatni cały dzień w Gruzji. Pakujemy się i wyprowadzamy z mieszkania. Najpierw jedziemy na dworzec kolejowy zostawić plecaki. Potem śniadanie w czymś, co można nazwać chyba stołówką i ruszamy na miasto znaleźć pocztę, aby wysłać kilka pocztówek – to wbrew pozorom nie należy do najłatwiejszych. Ale znajdujemy ją w końcu i wysyłamy co mamy wysłać.
Trochę chodzimy po mieście, ale pogoda bardzo się psuje i zaczyna lać deszcz. Cieszymy się, że pogoda zepsuła się dopiero w ostatni dzień naszego pobytu tu. Gdyby tak było podczas całej naszej wyprawy… o rany, lepiej nie myśleć,
Robimy zakupy (ja obowiązkowo kupuję rosyjskie wydania Vogue) i jedziemy na lotnisko. Przed nami wiele godzin czekania – lot mamy dopiero o 4:50, a na lotnisku jesteśmy o 22 – tak niestety kursuje ostatnia komunikacja miejska tego dnia. Zresztą pogoda jest tak brzydka, że i tak nie mamy co robić w samym Tbilisi.
Tak kończy się nasza długa wyprawa do Gruzji! Piszę to już w samolocie. Za oknem piękny poranek, jest 7:14 gruzińskiego czasu (5:14 polskiego), za lekko ponad godzinę będziemy już w Warszawie. Wkrótce jednak wracam na wschód. Jeszcze w te wakacje.
skomentuj →
kategoria: mobilnie, wyprawy tagi: gruzja, iphone, tbilisi
Wtorek.
Ten dzień będzie dniem ochrony, służb, Polski i wódki. Ale po kolei…
Wstaję po 8. Zbieram się i wychodzę na spacer po starym mieście. Piękna pogoda! Jest ranek, a słońce już nieźle pali – zapowiada się niezły dzień. Spaceruję, siadam na ławce, kolejny kot włazi mi na kolana… Mam świadomość, że jutro powoli będziemy się już stąd zbierać. Szkoda.
Wracam do mieszkania i ustalamy plan dnia: brak planu. Tak jest najlepiej. Ruszamy najpierw na jedzenie, a potem na bloki, które widzieliśmy z daleka gdy byliśmy na szczycie. Komunikacja miejska w Tbilisi to stan umysłu! Udaje mi się usiąść obok kierowcy, jest czadowo. Zobaczcie zresztą sami:
Na miejscu okazuje się, że wielkie bloki zostały dopiero co wybudowane, a cały kompleks nosi nazwę Dirsi. Niektóre oddane do użytku, inne jeszcze wykańczane. Do okoła pusto, jedynie kilka samochodów – czuję się jak w jednym z chińskich miast, w których nikt nie mieszka. W pewnym momencie zauważa nas ktoś z ochrony tego miejsca. Gdy podchodzi udajemy głupa. Pyta czy mówimy po gruzińsku. Kręcimy głowami. Po angielsku? Kręcimy głowami. Po rosyjsku? Kręcimy głowami. Mówimy, że po polsku bo my z Polski. Działa. Facet odpuszcza, pokazuje nam jedynie, że tu nie wolno być bo spadają często rzeczy z wykańczanych budynków. Pokazuje inne, podobne, które można fotografować. Idziemy tam, robimy trochę zdjęć. Po drodze tu Robert z Kasią zauważyli jakiś opuszczony parking…
– jedziemy tam?
– no pewnie!
Na miejscu okazuje się, że parking jest dość spory, ale nie używany. Po bokach są rządowe ministerstwa, ale sam parking nie jest ogrodzony. „Wchodzimy na górę!”. Robimy trochę zdjęć i zaczynamy schodzić. Wtedy słyszymy krzyki – to dwóch uzbrojonych strażników. Groźnie wyglądają. Postanawiamy, że będziemy się uśmiechać. Schodzimy z pełnym uśmiechem na twarzach. Na dole czeka na nas jeden ze strażników. Widząc to zmienia ton – podaje nam rękę na starcie. To służby do sytuacji nadzwyczajnych, chyba chroniące ważne budynki rządowe. Zaczynamy rozmowę. Mówimy, że my z Polszy… To robi wszystko! Można mieć różne zdanie o Lechu Kaczyńskim, ale robotę zrobił nam tu niesamowitą – bardzo nas za to w Gruzji lubią.
Strażnik sprawdza nam paszporty, gdzieś dzwoni, podaje dane, pyta i miejsce pobytu itp. Ale jest już miły, w końcu jesteśmy z Polski. My też dobrze się bawimy, żartujemy… Na koniec Pan mówi do nas „bez urazy”, podaje rękę i żegna się czymś, co można nazwać cmoknięciem z gestem dłoni jednocześnie. Komedia!
Kolejny punkt wymyślony na szybko: pałac prezydencki. Jedziemy, ale ciężko dojść nam przed sam pałac, jesteśmy na tyłach – tam jest stare Tbilisi, ruina, ale z klimatem! Idziemy na kawę mrożoną, Kasia w prezencie dla Polaków dostaje muffinka. Potem duży Gruziński Kościół Prawosławny.
Gruziński Kościół Prawosławny, oficjalnie Gruziński Kościół Prawosławny i Apostolski – jeden z kanonicznych kościołów prawosławnych, będący równocześnie jednym z najstarszych kościołów chrześcijańskich. Założony został w I w. n.e. przez apostoła Andrzeja, który powołał w Atskuri pierwsze na ziemiach gruzińskich chrześcijańskie biskupstwo. Z tego względu określany jest jako kościół apostolski.
…i jeszcze Stare Tbilisi, które robi wrażenie. Spokój, cisza i rozpadające się budynki.
Miłość na ścianie w stolicy Gruzji. Jak miło.
Schodzimy ponownie na stare miasto. Po drodze zachodzimy na szybką Colę do polskiego baru Warszawa. Zaskoczenie, bo tym razem nikt już tu po polsku nie mówi – nawet obsługa, chociaż w menu wszystko po polsku. No trudno. Cola podawana jest w małych… słoikach! Super. Na pamiątkę zostawiam swoją wizytówkę i idziemy dalej.
Spacerujemy, a następnie zachodzimy na piwo i jedzenie. Jest tak duszno, że bez picia ciężko tu wytrzymać. Piję tu coś gruzińskiego z gatunku ciemnych piw, które uwielbiam. Wcześniej poszukałem recenzji na Beer Rate i oceny nie były zbyt zachęcające… ale samo piwo okazało się naprawdę fajne!
Następnie siadamy na placu przy Moście Pokoju i pijemy zimną Colę. Rany, jaka dobra! Odpalamy z telefonu jakąś playlistę z kaukaską muzyką… No, teraz jest już w pełni idealnie!
Pojawia się pomysł, aby po raz ostatni skorzystać z kolejki i pojechać zobaczyć panoramę Tbilisi. To bardzo dobry pomysł, zwłaszcza, że pogoda jest dosłownie idealna.
Wieczorem idziemy zjeść kolację. Trafiamy do polskiej lodziarni, bo widzimy, że mają tam zapiekanki. Tam, gdy mówimy „dzień dobry”, dostajemy spod lady po kieliszku gruzińskiej wódki. Właścicielką lokalu jest Polka, bardzo miła. Rozmawiamy, jest fajna atmosfera. Potem dosiada się jakiś Polak, rozmawiamy o Gruzji (on przylatuje tu służbowo przynajmniej raz w miesiącu)… To nie wszystko – po jakimś czasie przychodzą dwie dziewczyny, jedna z nich jest Polką. Pijane, w fajnym klimacie. Jedna z nich jest chyba Gruzinką, zna jednak kilka słów po Polsku – potrafi zaśpiewać „ona jest tu…” Weekendu… Jezu:D Polewają wódkę.
Wracamy do domu. Jest prawie północ, a miasto żyje jak za dnia, gdzieś tańczą jacyś ludzie, wszędzie gra muzyka… Kocham Tbilisi, kocham Gruzję!
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, mobilnie, wyprawy tagi: dawid markoff, gruzja, iphone, katarzyna mach, robert danieluk, tbilisi, x100s
Poniedziałek.
Rano przez większość czasu pada deszcz – tylko momentami wychodzi słońce. Wieje wiatr, ale jest ciepło. Spakowani zamawiamy sobie autokar do Tbilisi – mamy już dość tych busów, a pociąg jest dopiero po godzinie 18.
Śniadanie i jakiś rosyjski kanał muzyczny. Relaks. W domu dzieją się dziwne rzeczy – otwierają się drzwi, okna… Robert już wczoraj robił śledztwo, czy nie mieszkamy w mieszkaniu jakiejś zmarłej nagle rodziny. Wszystko tu zostało na miejscu. Moja teoria jest taka, że wyjechali na wakacje. Roberta, że jednak nie – bo tu trwa jeszcze rok szkolny, a w pokoju leży plecak dziecka, zeszyty… I wszystko ze starymi datami – 2013, 2014. Na Booking.com zero ocen… Ciekawe.
Bierzemy taksówkę i jedziemy na dworzec. Tam poczekalnia, w której obok gruzińskiej flagi wisi flaga Turcji… WTF? Autokar (Metro Georgia) full wypas – Polski Bus by się zawstydził. Cena mniejsza, fotele z przyjemnego materiału, telewizorki w fotelach, kierowca rozdaje słuchawki, jest podawana kawa lub herbata… No i rezerwacja na konkretne miejsca! Nie pchają się ludzie jak po chleb w czasie wojny (Polska!). Po drodze można obejrzeć największe hity z Hollywood – niestety z gruzińskim lub rosyjskim lektorem.
Lekko ponad 6 godzin i jesteśmy w Tbilisi. Na dworcu przy wyjściu z autokaru wita nas gromada taksówkarzy. MASAKRA! Cały czas coś mówią, zaczepiają… „Nam nie nada” nie pomaga. Bierzemy plecaki i idziemy w stronę przystanku komunikacji miejskiej… Kilku idzie za nami. Ponownie zaczepiają, pytają czy podwieźć do… Armenii. Ku..a, do Armenii? Czy my wyglądamy na osoby chcące jechać taksówką o 22 do Armenii??? No bez jaj. Już nie pomaga odmawianie, więc zaczynamy traktować ich jak powietrze, to jedyny sposób. Działało już w Batumi i bardzo to polecam wszystkim udającym się do Gruzji. Ja w Batumi przez chwilę stosowałem jeszcze jedną metodę – odpowiadałem na ich gruzińskie oferty po polsku: „mi również jest miło, pozdrawiam”. Też działało.
Nocleg jest masakryczny. Mały, drewniany pokój w jakiejś drewnianej chatce… Przynajmniej tv jest, chociaż większość to tureckie programy – a ja tureckiego nie znoszę. Nakładam słuchawki i odpalam nową Brodkę – ta płyta jest NIESAMOWITA.
skomentuj →
kategoria: mobilnie, wyprawy tagi: gruzja, iphone, tbilisi
Niedziela.
Poranek w Batumi = słońce i 28 stopni (chyba w cieniu!). Widok z balkonu mamy ciekawy. Na klatce schodowej już trochę mniej, ale to chyba nowy blok… Dobra, idziemy połazić, bo szkoda dnia!
Dochodzimy do centrum. Pomysł pada natychmiast – wjedziemy kolejką na jeden ze szczytów. Nie ma to klimatu jak w Cziaturii, wszystko tu ultra nowoczesne. Ale i tak jest super, widoki niesamowite. Na górze jakiś Turek pyta skąd jesteśmy. „Poland” „Holland?” „POLAND!”. Jest wniebowzięty, chce zrobić sobie ze mną zdjęcie… Ja pierdolę, serio? No ale niech ma, poznał człowieka z Europy, wszystkie kobiety Istambułu jego.
Ten dzień jest leniwy, spacerujemy, zachodzimy na jedzenie, piwo i lemoniadę (podczas pobytu w Gruzji pijemy jej baaaardzo dużo). Batumi jak już pisałem wczoraj jest bardzo relaksujące. W sumie mógłbym tu zostać o wiele dłużej – dla samego spacerowania i przesiadywania nad brzegiem Morza Czarnego (pomimo, że nie widzę tu piaskowych plaż – same pokryte małymi kamykami).
W tle niebo zlewa się dosłownie z wodą. Bardzo dziwny widok, praktycznie nie widać momentami linii wody… Fotografuję jachty na tle tych szkaradnych budynków. Miejscowi patrzą z zaciekawieniem co mnie w tym tak fascynuje…
Po powrocie do domu czuję niedosyt, więc wychodzę wieczorem na spacer. Fotografuję budynek McDonald’s (ochroniarz nawet proponuje mi, że zrobi mi na jego tle zdjęcie – w Polsce nie do pomyślenia!), a następnie idę nad morze zobaczyć wspaniały zachód słońca – rany, mógłbym tu przychodzić co wieczór! Niestety zaczyna padać, więc mój plan nocnego spaceru po centrum upada. Szkoda. Mam świadomość, jak mało tego miasta zobaczyłem, jak mało odkryłem – nie lubię tego uczucia.
Ktoś mi napisał na Instagramie, że Batumi to taki kurort pełen rosyjskich Januszy. Tak, może trochę i tak, może w sezonie nawet bardziej tak. Miasto to ma jednak swój klimat – takie połączenie kiczu i czegoś nowoczesnego, szalonej architektury połączonej z czymś, co można nazwać „architekt płakał jak projektował”… Batumi to rownież super uliczki, przypominające te z Włoch, pełne fajnych kafejek. Wrócę tu, to już postanowione.
Jutro wracamy do Tbilisi.
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, mobilnie, wyprawy tagi: batumi, gruzja, iphone, x100s
Sobota.
Z rana leje deszcz. Bardzo leje, ale jakimś cudem, po raz kolejny podczas tej wyprawy, przestaje padać przed naszym wyjściem. Dziś opuszczamy Cziature. Trochę szkoda, bo to ciekawe miejsce. Gdzieś w głowie jest ta myśl, że nigdy się już tu nie wróci, że to pierwszy i ostatni raz w tym miejscu… Pozostaną wspomnienia i zdjęcia. Niestety nie otrzymujemy klucza do bram miasta, ani też nie żegna nas kompania pożegnalna.
Dotarcie do miejsca z busami trochę nam zajmuje – w Gruzji wszystko jest takie dziwne, nie oznakowane, do góry nogami… Bus to Zestaponi jest w miarę pusty, więc jedzie się całkiem znośnie. Tam zmiana klimatu – wysiadamy i uderza nas fala gorącego powietrza. To zapowiedź tego, co czeka na nas w kolejnym miejscu do którego zmierzamy – w Batumi!
Czekamy i czekamy. Ktoś oferuje dojazd za 30 lari od głowy. „Nam nie nada, spasiba”. W końcu jest jakiś bus, 10 lari od głowy. Super cena, jedziemy! Bagaże do środka (bo bus załadowany jakimiś paczkami) i w drogę.
Po 3 godzinach jesteśmy w Batumi… tu już jest lato, chyba ze 30 stopni, upał niesamowity. Miasto chaosu i turystów, krzyków, trąbiących samochodów i grającej muzyki. Pytamy o autobus i jedziemy do mieszkania wynajętego przez Booking.com. Okazuje się, że jest tuż przy brzegu morza! Odnalezienie klatki trochę nam zajmuje… wtedy okazuje się, że mieszkanie mieści się na 14 piętrze, ale… nie działają windy! Koszmar, ale nic zrobić się już nie da.
Samo mieszkanie jest fajne, chociaż wygląda tak, jakby zostało właśnie opuszczone przez mieszkającą tu rodzinę. Prysznic, chwila odpoczynku i w miasto. Najpierw McDonalds i klasycznie już w przypadku wypraw na wschód BigTasty – kanapka, którą zawsze zajadamy podczas wschodnich wypraw. Sam budynek McD jest niesamowity! Chyba najlepszy, w jakim byłem. Jutro tu wrócę zrobić kilka zdjęć.
Po jedzeniu… spacer.
Batumi to totalny relaks. Schodzi z nas zmęczenie po wyprawie do Kazbegi i Czatury. Tu jest ciepło, przyjemnie i nawet nad samym Morzem nie ma zbytnio wielkich tłumów – kompletnie inaczej, niż w samym centrum po naszym przyjechaniu tu.
Diabelski młyn? O rany, musimy się nim przejechać – zwłaszcza dla samego zobaczenia panoramy miasta. Na górze jest super – wieje chłodny wiaterek, w tle powoli zaczyna zachodzić słońce…
Wieczorem powrót i finał Eurowizji na rosyjskim kanale Rossija 1. Rany, co za propaganda! Samego konkursu nigdy nie oglądam, ale tego wieczoru robię wyjątek. I tak, Ukraina jest dla mnie zdecydowanie najlepsza! Z balkonu nawołujemy do głosowania na Polskę…
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, mobilnie, wyprawy tagi: batumi, gruzja, iphone, x100s
menu
o mnie
wyprawy na wschód i nie tylko
najnowsze wpisy
- warszawa, włochy i ponownie warszawa
- calibrite display 123
- najdłuższe podsumowanie: obrony w af
- najdłuższe podsumowanie ever 2
- najdłuższe podsumowanie ever 1
- vlogująca kasia
- szmul jewson – największy dupek w lidze
- konkurs 'waste not, snap a lot’
- stylowo
- wrześniowo
- busted!
- ludzie displate
- kolejny plan zdjęciowy
- biały miś
- displate, backstage
- julia łukiewska
- dobra sesja beauty
- obrona dyplomowa kasi
- turcja: antalya
- bośnia i hercegowina: sarajewo na koniec
- bośnia i hercegowina: banja luka
- bośnia i hercegowina: wodospady kravica
- bośnia i hercegowina: mostar z drona
- bośnia i hercegowina: mostar
- bośnia i hercegowina: ratusz w sarajewie
kategorie
- abstrakcje
analogowo
backstage
chłopaki
cinemagraph
cyfrowo
dziewczyny
kulinarne
miejsca
mobilnie
osobowości
panoramy
pierdupierdu
polaroid
poradnik
portfolio
przedmioty
publikacje
różne
wydarzenia
wyprawy
archiwum bloga
moje rzeczy
portfolio
instagram
threads
youtube
tiktok
9szmul
pogadajmy podcast
Spełniłem swoje największe marzenie i nagrałem album muzyczny. Następnie znalazłem wytwórnię muzyczną i wydałem go na największych serwisach z muzyką! Sprawdź stronę albumu:
Jako że to blog, to mam tu również klasyczne blogowe wpisy, w których pokazuję moje codzienne życie: sesje zdjęciowe, wyprawy i tym podobne rzeczy. Wszystko mobilnie, ze smartfona:
Jeżeli spodobały ci się moje materiały na Youtube lub zdjęcia, postaw mi kawę - będzie mi naprawdę niezmiernie miło:
Piekielnie upalna Turcja, ale bardzo fajna. Trochę zdjęć i trzy filmy na Youtube! Zobacz→
Bardzo doświadczone Sarajewo, jeszcze bardziej doświadczony Mostar i serbska Banja Luka. Zakochałem się w Bośni! Zobacz→
Bardzo fajna sesja studyjna z Julią Łukiewską. Tak jak lubię! Zobacz→
Globalna sesja zdjęciowa dla XIAOMI! Producentem OnlyOnly, agencją odpowiedzialną za całość GONG. Ogromna duma! Zobacz→
Genialny miesięczny pobyt w Tajlandi. Wigilia w klubie drag queen, sylwester na tajskim boksie dla lokalsów... i wiele, wiele więcej! Zobacz→
Absolutnie niesamowite Kosowo - całkiem inne, niż się go spodziewałem. We wpisach zdjęcia jak i vlogi.. Zobacz→
Estonia nieodkryta! Byłem w miejscach, o których pewnie nawet nie słyszeliście. Ja się w tym kraju zakochałem!. Zobacz→
KIedyś fotografowałem również na klasycznych negatywach, a głowę miałem pełną przedziwnych pomysłów. Zobacz→
Niesamowite Uzbekistan i tadżykistan. Duszanbe, Chiwa, Buchara czy Samarkanda. A wszystko doprawione krótkim pobytem w Abu Dabi. Wszystko na zdjęcich i we vlogach. Zobacz→
Od pięknych rejonów, poprzez skaliste miasto, po totalny rozpierdol Neapolu. W tej serii vlogów jak i na tych zdjęciach pokażę Wam pełen przekrój tego niesamowitego kraju! Zdjęcia i vlogi. Zobacz→
Sesja do zimowego numeru Digital Camera Polska w szklarni w Powsinie z pięknymi Różą i Roksaną. Zobacz→
Byłem w miejscach, które jeszcze do niedawna były okupowane przez rosyjskie wojska. Widziałem masowe groby oraz straszne zniszczenia. Nigdy tego nie zapomnę!. Zobacz→
Pełna kontrastów Łotwa. Zarówno na zdjęciach jak i w 6 odcinkowej serii vlogów. Zobacz→
Z jednej strony piękna, a z drugiej niesamowicie abstrakcyjna Armenia. Wyprawa tak szalona, że nie da się jej opisać w kilku zdaniach. Zobacz→
Wykonałem kilka zdjęć do najnowszej książki Marty Grzebyk z Krytyki Kulinarnej. Okładka + przekładki. Jak zawsze w super ekipie ze Studia Odczaruj Gary! Zobacz→
Kinga i Agnes we wspaniałej bieliźnie God Save Queens. Na Instaxach. Zobacz zdęcia→
Reklamowa sesja zdjęciowa do magazynów Viva! Oraz Uroda Życia. Zobacz zdjęcia→
Kilka polaroidów wykonanych podczas zdjęć do sierpniowego numeru Digital Camera Polska. Zobacz→
© Dawid Markoff
Wszelkie prawa zastrzeżone