fotografia krajobrazowa, czyli jak zacząć
Wiecie co? Ostatnio szukając jednej ze starszych sesji zdjęciowych, znalazłem na dysku z backupami stary tekst o fotografii krajobrazowej, który miał trafić do serwisu Fotopolis (do którego swego czasu napisałem trochę tekstów – znajdziecie je na mojej stronie emefef.com→). Jednak jakoś tak się stało, że finalnie tam nie trafił (zmienił się temat miesiąca w ostatniej chwili czy coś podobnego). I zapomniałem o tym aż do wczoraj. Postanowiłem więc, że wrzucę go tu razem z kilkoma ze zdjęć, które również miały pojawić się tam razem z nim. Zdjęcia, które chyba już tu kiedyś chyba były z wyjazdu do Gruzji, no ale skoro miały być w artykule, to muszą być i teraz w tym wpisie. Tekst jest skierowany do amatorów.
* * *
Fotografia krajobrazowa, czyli jak zacząć.
Fotografuj wszystkim!
Fotografia krajobrazowa, jak i każda inna, kojarzy się na ogół ludziom z klasycznymi aparatami fotograficznymi. Widzą oczami wyobraźni fotografa z wielkim statywem, plecakiem i aparatem uzbrojonym w bardzo długi obiektyw. Po prostu zawodowiec! Jednak nie każdy ma taki aparat, taki statyw… Więc czy taka osoba nie może robić dobrych zdjęć krajobrazowych? Oczywiście, że może! Ja osobiście wyznaję zasadę, że ciekawe zdjęcie można zrobić wszystkim. Czy będzie to fotografia krajobrazowa, produktowa, kulinarna, można użyć zarówno aparatu, jak i telefonu. Po prostu tego, co macie aktualnie przy sobie.
Zdarza mi się, że będąc w jakimś fajnym miejscu, nie mam przy sobie swojego głównego aparatu. Robię wtedy zdjęcie smartfonem lub cyfrowym kompaktem, który staram się mieć w każdej podróży przy sobie.
Kompozycja.
Są pewne zasady w kompozycji, których można, ale nie trzeba się trzymać. Mają one zarówno zastosowanie w fotografii klasycznej, jak i tej mobilnej. Pamiętajcie jednak o jednym: zasady są po to, aby je łamać. W fotografii bądźcie buntownikami! Nie bójcie się eksperymentować, iść swoją własną drogą, kreować swój własny obraz.
Zasada trójpodziału była początkowo wykorzystywana w malarstwie, ale bardzo dobrze spisuje się obecnie również i w fotografii. Jak to działa? Fotografując i patrząc na daną scenę przez wizjer aparatu postarajcie się wyobrazić sobie, że obraz który widzicie jest podzielony w poziomie i pionie na trzy równe linie. W miejscach w których te linie się przecinają mamy ‚mocne punkty’. To w nich powinniście umieszczać najważniejsze elementy zdjęcia (płynący statek w oddali, idącą osobę, lecący w oddali samolot, samotne drzewo…). Duża część aparatów jak i aplikacji mobilnych pozwala na wyświetlenie takiego podziału na ekranie/w wizjerze już podczas robienia zdjęcia.
Kompozycja centralna to po prostu umieszczenie najważniejszego elementu w centrum kadru. Choć uznawana w fotografii krajobrazowej raczej za kompozycję, której powinno się unikać, to nie bójcie się jej używać.
Ustawienia.
Im lepiej poznacie swój aparat czy telefon, tym lepsze efekty nim uzyskacie. Gdy prowadzę kurs z podstaw fotografii, zaczynam od zadania uczestnikom pytania dlaczego się na niego zapisali, co nimi kierowało, czego chcą się na nim nauczyć. Większość zawsze odpowiada „aby robić lepsze zdjęcia”. Okazuje się, że na ogół ludzie korzystają z trybów automatycznych (pełna automatyka, czasami jakiś tryb krajobrazowy…). Jest to coś, co zawsze odradzam. Im szybciej nauczycie się obsługiwać swój aparat w trybie manualnym, tym szybciej dojdziecie do momentu, w którym sami będziecie mogli zapanować w 100% nad fotografowaną sceną. Wiedza ta pozwoli Wam uzyskać efekt jaki sobie zaplanujecie, nie będziecie ograniczeni i skazani na automatykę aparatu.
Wbrew pozorom, poznanie trybu manualnego nie jest trudne. Trzeba zapamiętać kilka podstawowych parametrów jak czas, przysłona i czułość. Jeżeli z jakiś względów zapisujecie swoje zdjęcia w formacie JPEG, a nie RAW, to dodatkowo warto pamiętać również o balansie bieli, czyli temperaturze zdjęć (to akurat w każdym aparacie opisane jest odpowiednimi ikonkami – słońcem, chmurką itp).
Czas zawsze będzie odpowiadał za to, przez jaki okres światło wpada do aparatu (naświetla się tym samym samo zdjęcie). Im dłuższy, tym zdjęcie będzie jaśniejsze. Im krótszy, tym będzie ciemniejsze. To może Wam już podpowiedzieć, że wieczorami, gdy światła jest mniej, warto ustawić dłuższy czas (aby ilość światła wpadającego wystarczyła do w miarę jasnego naświetlenia zdjęcia). Czasy pokroju 1/30s, 1/60s, 1/125s itd. utrzymacie spokojnie z ręki (zdjęcie nie powinno być nieostre – poruszone). Do czasów jak 1, 2, 3 czy 30 sekund, przyda się jakiś murek lub statyw.
Przysłona to najprościej mówiąc otwór, przez który światło wpada do aparatu. Im wartość przysłony mniejsza, tym większy otwór. Czyli np. przy przysłonie f/2.8 do aparatu wpadnie o wiele więcej światła, niż przykładowo przy przysłonie f/5.6. Im wartość jej wyższa, tym mniej światła, ale również samo zdjęcie będzie o wiele ostrzejsze.
Czułość (ISO), to po prostu czułość elementu światłoczułego. Im wartość ISO niższa (np. 100, 200), tym wieczorami trzeba użyć dłuższych czasów i większych otworów przysłony. Im wartość ISO większa (np. 400, 800), tym krótsze czasy jak i mniejszy otwór przysłony (ostrzejsze zdjęcie). Jednak większe ISO skutkuje większymi szumami na zdjęciach (każdy aparat ma inne graniczne wartości, od których zdjęcia robią się już nieakceptowalne – to musicie sprawdzić w swoim aparacie sami), przez co nie zawsze będzie to dobrym wyborem.
Jeżeli dobrze poznacie i przećwiczycie te trzy parametry, możecie spokojnie zacząć kreować swój obraz. Nie bez powodu na początku wspomniałem również o fotografii mobilnej, ponieważ coraz większa ilość smartfonów na rynku posiada trym ‚pro’ w aplikacji aparatu – to nic innego, jak znany z klasycznych aparatów tryb manualny.
Kiedy najlepiej fotografować.
W każdym poradniku dotyczącym fotografii krajobrazowej przeczytacie oklepane „w czasie złotych godzin”. Ale przecież będąc na wakacjach w fajnym miejscu nie będziemy czekali na zachód słońca. Po prostu fotografujcie wtedy, gdy czujecie taką potrzebę, gdy widzicie fajny krajobraz. Pamiętajcie jeszcze o jednej rzeczy – będąc powiedzmy gdzieś na Sycylii, postarajcie się wstać z samiutkiego rana. Zabierzcie aparat i wyjdźcie o 5-6 rano. Wtedy zrobicie zapewne najfajniejsze zdjęcia z całego pobytu tam. Większość turystów jak i miejscowych jeszcze śpi. Plaże i miasteczka są praktycznie puste, a wschodzące słońce dopełnia klimatu. Zależnie od pory roku jak i miejsca, możecie trafić również na fajną, poranną mgłę. Gwarantuję Wam, że wychodząc będziecie marzyli o dalszym śnie, ale gdy zrobicie kilka zdjęć i poczujecie poranny klimat, odechce się Wam powrotu do łóżka.
Jaki obiektyw.
Fotografując krajobraz warto posiadać obiektyw szerokokątny. Taki, który pozwoli Wam zarejestrować większy fragment krajobrazu. Będąc np. w górach fajnie jest objąć nim widoczne przed nami szczyty, a nie tylko zrobić zbliżenie na jeden z nich. Na początek zawsze polecam obiektywy zmiennoogniskowe (np. 17-40, 24-70, 24-105…). Będziecie mieć większe pole manewru, a i unikniecie podchodzenia np. do stromych klifów. Nie obawiajcie się jednak używać również dłuższych obiektywów (teleobiektywów) o ogniskowych 135, 200mm… Gdzieś daleko w oddali możecie zauważyć fajny stateczek, a dookoła pustkę, linię wody i kłębiste chmury. Piękny widok, tu zapewne sprawdzi się właśnie lepiej ‚dłuższe szkło’.
JPEG, RAW?
Fotografujcie i zapisujcie w aparacie zdjęcia w formacie RAW. To surowy zrzut z matrycy aparatu, plik na który nie zadziałają filtry jak podbicie kontrastów, kolorów, wyostrzenie czy tryb czarnobiały. To po prostu cyfrowy negatyw. Wbrew pozorom nie jest to wada, a zaleta. Gdy poznacie jeden z podstawowych programów do obróbki zdjęć (Lightroom, Photoshop, Capture One…), RAW otworzy przed Wami nowe możliwości. Skorygujecie bardzo łatwo lekkie prześwietlenia czy niedoświetlenia, naprawicie również jednym kliknięciem błędy obiektywu stosując ‚korekcję obiektywu’ w każdym ze wspomnianych programów.
Na początku możecie skorzystać z zapisu każdego ze zdjęć w obu formatach naraz. Po każdym naciśnięciu spustu migawki, zdjęcie zapisze się jako JPEG i RAW. Na początku, nie znając jeszcze programów do obróbki zdjęć, możecie korzystać ze zdjęć w tym pierwszym formacie.
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, pierdupierdu, poradnik tagi: gruzja, x100s
gruzja w pkp i warszawskim metrze
Od jutra kilka moich zdjęć z Gruzji będziecie mogli obejrzeć w pociągach PKP i w wagonach warszawskiego metra (na ekranach) przez 7 najbliższych dni (w PKP były chyba wcześniej;). Nic specjalnego, tak tylko informuję.
Pamiętajcie, że wszystkie zdjęcia z Gruzji znajdziecie w dziale z wyprawami:
wyprawy na wschód→
* * *
W maju 2017 czeka mnie kolejna wyprawa na wschód (bilety lotnicze już kupione). Kolejne niesamowite miejsce, z którego postaram się przywieźć sporo dobrych zdjęć. Cały tydzień – mam nadzieję, że się nasycę tym miejscem. Już się nie mogę doczekać…
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, publikacje tagi: cziatura, gruzja, kazbegi, x100s
Wracając jeszcze na chwilę do Gruzji… Zapraszam na Grey, tam dodałem cztery galerie w szarościach.
markoff.pl/grey
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, wyprawy tagi: gruzja, x100s
Gruzja jest nieprawdopodobna! Kiedyś czytałem tekst Marcina Mellera, w którym pisał o swojej fascynacji tym krajem. Myślałem wtedy „no ok, ale aż tak?”. Więc pojechałem, zobaczyłem, poczułem… I wiecie co? Aby doznać tego kraju, trzeba pojechać gdzieś dalej, niż Tbilisi. Tak, stolica jest nieprawdopodobna! Ale urok tego małego państwa leży głównie w jego innych rejonach. Oczywiście nie zjeździliśmy calutkiej Gruzji, raczej jej mały kawałek. Ale to wystarczyło, abym mógł powiedzieć, że w Gruzji się zakochałem.
Tbilisi to chaos. Piękny chaos, chociaż czasami irytujący. Miast zróżnicowane jak sama Gruzja. Mi najbardziej podobały się te wszystkie stare drzewa – Tbilisi jest dosłownie usłane nimi. Na każdym kroku, na każdym chodniku… drzewa, drzewa, drzewa. Może męczyć tylko to, że tu wszędzie jest pod górę. Ale hej, taka jest Gruzja!
Kazbegi to cudowne krajobrazy. To również chłodny powiew Kaukazu oraz rosyjski mir tuż tuż. Jak pisałem w relacji z tego miejsca, dla mnie to taka mała Alaska. Nigdy na Alasce nie byłem, ale kojarzę ją tak z filmów i seriali. I Kazbegi mi te widoki bardzo przypominało. To chyba dla mnie było najfajniejsze miejsce z tych, w których byliśmy.
Cziatura to wehikuł czasu. Tam czas się po prostu zatrzymał. Jeszcze bardziej, niż w nieuznawanym przez świat Naddniestrzu, w którym byliśmy jakiś czas temu. Cziatura to miejsce trochę dziewicze turystycznie – oczywiście docierają tu ludzie np. z Polski, ale turystów jest tu strasznie mało. Tak mało, że nie ma dla nich nawet hoteli na Airbnb czy Booking.com – my załatwiliśmy taki przez znajomego Gruzina. Warto tu przyjechać dla tych starych wagoników – ale tylko wtedy, gdy macie zamiar się nimi przejechać. Tak, są stare i wyglądają przerażająco, ale bez poczucia adrenaliny, gdy jedziecie tą puszką ogrom metrów nad ziemią… Nie do opisania!
Batumi to kontrasty. Z jednej strony plaże i taki trochę klimat polskich kurortów (ten cały kicz), z drugiej przedziwne, wielkie budowle i wieżowce, które niczym nie przypominają poważnej architektury, z trzeciej strony kamieniczki, które są niczym żywcem wyjęte z włoskich miasteczek… A do tego wszystkiego turyści z Turcji i Janusze z Rosji, którzy chodzą bez koszulek z wytatuowanymi plecami w slipkach w barwach Federacji Rosyjskiej. Ale to naprawdę wspaniałe miejsce. Ja będę chciał tam jeszcze wrócić, bo czuję, że Batumi ma jeszcze wiele do pokazania.
My dolecieliśmy do Gruzji LOTem, a potem podróżowaliśmy małymi busami (tylko z Batumi do Tbilisi wróciliśmy autokarem linii Metro Georgia, co bardzo miło wspominam). Teraz, mając już jakieś pojęcie o Gruzji, poleciałbym tam z przyjemnością jeszcze raz. Najpierw samolotem do samego Kutaisi, a potem szybko z lotniska do Batumi (to też taka wakacyjna podpowiedź dla Was:).
Wiele mógłbym napisać również o samych ludziach w Gruzji, ale wspominałem o tym nie raz w moich poprzednich wpisach. Pisałem tam nie raz, że są naprawdę wspaniali. Oczywiście nie doświadczyliśmy typowo gruzińskiej gościnności (wino i tańce, wino i tańce, wino i tańce…), ale wszystko przed nami – może następnym razem.
Będąc w Gruzji warto znać kilka słów i zdań po rosyjsku. Niby jest to kraj zapatrzony w Unię Europejską i Stany Zjednoczone (strasznie zapatrzony!), ale jednak z angielskim są tam spore problemy. Rosyjski otwiera drzwi, pozwala się dogadać, coś tam zrozumieć i wytłumaczyć.
To chyba tyle. Zapraszam do czytania relacji z całej wyprawy, które publikowałem na blogu (wystarczy kliknąć na tag gruzja→, aby wyświetlić wszystkie wpisy). Większość opatrzona typowo pamiątkowymi zdjęciami, bo na kadry życia było za mało czasu. Trudno, ale takie są uroki tego typu wypraw.
Jeżeli macie pytania odnośnie samej Gruzji, to nie piszcie maili, a zadawajcie je w komentarzach. Odpowiedź może przydać się także innym odwiedzającym.
* * *
W podróży byłem z:
Katarzyną Mach / katarzynamach.com→
Robertem Danielukiem / robertdanieluk.com→
Wielkie dzięki, było super! Mam nadzieję, że jakoś ze mną wytrzymaliście:)
* * *
Na sam koniec klasycznie już trochę muzyki zasłyszanej w gruzińskiej tv. Niestety nie udało mi się znaleźć nic ich, cały czas katowali rosyjskie i ukraińskie przeboje. Tak więc poniżej te, którymi zarzucały człowieka gruzińskie programy muzyczne:
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, mobilnie, wyprawy tagi: batumi, cziatura, dawid markoff, gruzja, iphone, katarzyna mach, kazbegi, robert danieluk, tbilisi, x100s
Środa.
Środa to nasz ostatni cały dzień w Gruzji. Pakujemy się i wyprowadzamy z mieszkania. Najpierw jedziemy na dworzec kolejowy zostawić plecaki. Potem śniadanie w czymś, co można nazwać chyba stołówką i ruszamy na miasto znaleźć pocztę, aby wysłać kilka pocztówek – to wbrew pozorom nie należy do najłatwiejszych. Ale znajdujemy ją w końcu i wysyłamy co mamy wysłać.
Trochę chodzimy po mieście, ale pogoda bardzo się psuje i zaczyna lać deszcz. Cieszymy się, że pogoda zepsuła się dopiero w ostatni dzień naszego pobytu tu. Gdyby tak było podczas całej naszej wyprawy… o rany, lepiej nie myśleć,
Robimy zakupy (ja obowiązkowo kupuję rosyjskie wydania Vogue) i jedziemy na lotnisko. Przed nami wiele godzin czekania – lot mamy dopiero o 4:50, a na lotnisku jesteśmy o 22 – tak niestety kursuje ostatnia komunikacja miejska tego dnia. Zresztą pogoda jest tak brzydka, że i tak nie mamy co robić w samym Tbilisi.
Tak kończy się nasza długa wyprawa do Gruzji! Piszę to już w samolocie. Za oknem piękny poranek, jest 7:14 gruzińskiego czasu (5:14 polskiego), za lekko ponad godzinę będziemy już w Warszawie. Wkrótce jednak wracam na wschód. Jeszcze w te wakacje.
skomentuj →
kategoria: mobilnie, wyprawy tagi: gruzja, iphone, tbilisi
Żar dosłownie leje się z nieba, jest chyba z milion stopni w cieniu. My trafiamy na nowy kompleks budynków, nazwany Dirsi. W większej części jest wciąż w budowie, tylko kilka bloków jest chyba zamieszkałych. Wszystko w takiej jasnej, trochę bajkowej kolorystyce. Czyste, nowe, ale jednocześnie niesymetryczne. Mi to kojarzy się z tymi chińskimi miastami widmami – wielkimi budynkami, w których nikt nie mieszka…
Szybko dostrzega nas jakiś ochroniarz. Chyba. Podchodzi, wypytuje… Pisałem już o tym we wcześniejszym wpisie. Cóż, szkoda, nie udaje się pokręcić tu dłużej. Idziemy do tej zamieszkałej części, która robi trochę mniejsze wrażenie… ale wciąż je robi!
Jestem zafascynowany tym miejsce. Szkoda, że jesteśmy tu tak krótko – chciałbym mu poświęcić większą serię, skupić się na detalach, na cieniach… No trudno, nie można mieć wszystkiego.
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, wyprawy tagi: budynki, gruzja, tbilisi, x100s
Wtorek.
Ten dzień będzie dniem ochrony, służb, Polski i wódki. Ale po kolei…
Wstaję po 8. Zbieram się i wychodzę na spacer po starym mieście. Piękna pogoda! Jest ranek, a słońce już nieźle pali – zapowiada się niezły dzień. Spaceruję, siadam na ławce, kolejny kot włazi mi na kolana… Mam świadomość, że jutro powoli będziemy się już stąd zbierać. Szkoda.
Wracam do mieszkania i ustalamy plan dnia: brak planu. Tak jest najlepiej. Ruszamy najpierw na jedzenie, a potem na bloki, które widzieliśmy z daleka gdy byliśmy na szczycie. Komunikacja miejska w Tbilisi to stan umysłu! Udaje mi się usiąść obok kierowcy, jest czadowo. Zobaczcie zresztą sami:
Na miejscu okazuje się, że wielkie bloki zostały dopiero co wybudowane, a cały kompleks nosi nazwę Dirsi. Niektóre oddane do użytku, inne jeszcze wykańczane. Do okoła pusto, jedynie kilka samochodów – czuję się jak w jednym z chińskich miast, w których nikt nie mieszka. W pewnym momencie zauważa nas ktoś z ochrony tego miejsca. Gdy podchodzi udajemy głupa. Pyta czy mówimy po gruzińsku. Kręcimy głowami. Po angielsku? Kręcimy głowami. Po rosyjsku? Kręcimy głowami. Mówimy, że po polsku bo my z Polski. Działa. Facet odpuszcza, pokazuje nam jedynie, że tu nie wolno być bo spadają często rzeczy z wykańczanych budynków. Pokazuje inne, podobne, które można fotografować. Idziemy tam, robimy trochę zdjęć. Po drodze tu Robert z Kasią zauważyli jakiś opuszczony parking…
– jedziemy tam?
– no pewnie!
Na miejscu okazuje się, że parking jest dość spory, ale nie używany. Po bokach są rządowe ministerstwa, ale sam parking nie jest ogrodzony. „Wchodzimy na górę!”. Robimy trochę zdjęć i zaczynamy schodzić. Wtedy słyszymy krzyki – to dwóch uzbrojonych strażników. Groźnie wyglądają. Postanawiamy, że będziemy się uśmiechać. Schodzimy z pełnym uśmiechem na twarzach. Na dole czeka na nas jeden ze strażników. Widząc to zmienia ton – podaje nam rękę na starcie. To służby do sytuacji nadzwyczajnych, chyba chroniące ważne budynki rządowe. Zaczynamy rozmowę. Mówimy, że my z Polszy… To robi wszystko! Można mieć różne zdanie o Lechu Kaczyńskim, ale robotę zrobił nam tu niesamowitą – bardzo nas za to w Gruzji lubią.
Strażnik sprawdza nam paszporty, gdzieś dzwoni, podaje dane, pyta i miejsce pobytu itp. Ale jest już miły, w końcu jesteśmy z Polski. My też dobrze się bawimy, żartujemy… Na koniec Pan mówi do nas „bez urazy”, podaje rękę i żegna się czymś, co można nazwać cmoknięciem z gestem dłoni jednocześnie. Komedia!
Kolejny punkt wymyślony na szybko: pałac prezydencki. Jedziemy, ale ciężko dojść nam przed sam pałac, jesteśmy na tyłach – tam jest stare Tbilisi, ruina, ale z klimatem! Idziemy na kawę mrożoną, Kasia w prezencie dla Polaków dostaje muffinka. Potem duży Gruziński Kościół Prawosławny.
Gruziński Kościół Prawosławny, oficjalnie Gruziński Kościół Prawosławny i Apostolski – jeden z kanonicznych kościołów prawosławnych, będący równocześnie jednym z najstarszych kościołów chrześcijańskich. Założony został w I w. n.e. przez apostoła Andrzeja, który powołał w Atskuri pierwsze na ziemiach gruzińskich chrześcijańskie biskupstwo. Z tego względu określany jest jako kościół apostolski.
…i jeszcze Stare Tbilisi, które robi wrażenie. Spokój, cisza i rozpadające się budynki.
Miłość na ścianie w stolicy Gruzji. Jak miło.
Schodzimy ponownie na stare miasto. Po drodze zachodzimy na szybką Colę do polskiego baru Warszawa. Zaskoczenie, bo tym razem nikt już tu po polsku nie mówi – nawet obsługa, chociaż w menu wszystko po polsku. No trudno. Cola podawana jest w małych… słoikach! Super. Na pamiątkę zostawiam swoją wizytówkę i idziemy dalej.
Spacerujemy, a następnie zachodzimy na piwo i jedzenie. Jest tak duszno, że bez picia ciężko tu wytrzymać. Piję tu coś gruzińskiego z gatunku ciemnych piw, które uwielbiam. Wcześniej poszukałem recenzji na Beer Rate i oceny nie były zbyt zachęcające… ale samo piwo okazało się naprawdę fajne!
Następnie siadamy na placu przy Moście Pokoju i pijemy zimną Colę. Rany, jaka dobra! Odpalamy z telefonu jakąś playlistę z kaukaską muzyką… No, teraz jest już w pełni idealnie!
Pojawia się pomysł, aby po raz ostatni skorzystać z kolejki i pojechać zobaczyć panoramę Tbilisi. To bardzo dobry pomysł, zwłaszcza, że pogoda jest dosłownie idealna.
Wieczorem idziemy zjeść kolację. Trafiamy do polskiej lodziarni, bo widzimy, że mają tam zapiekanki. Tam, gdy mówimy „dzień dobry”, dostajemy spod lady po kieliszku gruzińskiej wódki. Właścicielką lokalu jest Polka, bardzo miła. Rozmawiamy, jest fajna atmosfera. Potem dosiada się jakiś Polak, rozmawiamy o Gruzji (on przylatuje tu służbowo przynajmniej raz w miesiącu)… To nie wszystko – po jakimś czasie przychodzą dwie dziewczyny, jedna z nich jest Polką. Pijane, w fajnym klimacie. Jedna z nich jest chyba Gruzinką, zna jednak kilka słów po Polsku – potrafi zaśpiewać „ona jest tu…” Weekendu… Jezu:D Polewają wódkę.
Wracamy do domu. Jest prawie północ, a miasto żyje jak za dnia, gdzieś tańczą jacyś ludzie, wszędzie gra muzyka… Kocham Tbilisi, kocham Gruzję!
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, mobilnie, wyprawy tagi: dawid markoff, gruzja, iphone, katarzyna mach, robert danieluk, tbilisi, x100s
menu
o mnie
wyprawy na wschód i nie tylko
najnowsze wpisy
- warszawa, włochy i ponownie warszawa
- calibrite display 123
- najdłuższe podsumowanie: obrony w af
- najdłuższe podsumowanie ever 2
- najdłuższe podsumowanie ever 1
- vlogująca kasia
- szmul jewson – największy dupek w lidze
- konkurs 'waste not, snap a lot’
- stylowo
- wrześniowo
- busted!
- ludzie displate
- kolejny plan zdjęciowy
- biały miś
- displate, backstage
- julia łukiewska
- dobra sesja beauty
- obrona dyplomowa kasi
- turcja: antalya
- bośnia i hercegowina: sarajewo na koniec
- bośnia i hercegowina: banja luka
- bośnia i hercegowina: wodospady kravica
- bośnia i hercegowina: mostar z drona
- bośnia i hercegowina: mostar
- bośnia i hercegowina: ratusz w sarajewie
kategorie
- abstrakcje
analogowo
backstage
chłopaki
cinemagraph
cyfrowo
dziewczyny
kulinarne
miejsca
mobilnie
osobowości
panoramy
pierdupierdu
polaroid
poradnik
portfolio
przedmioty
publikacje
różne
wydarzenia
wyprawy
archiwum bloga
moje rzeczy
portfolio
instagram
threads
youtube
tiktok
9szmul
pogadajmy podcast
Spełniłem swoje największe marzenie i nagrałem album muzyczny. Następnie znalazłem wytwórnię muzyczną i wydałem go na największych serwisach z muzyką! Sprawdź stronę albumu:
Jako że to blog, to mam tu również klasyczne blogowe wpisy, w których pokazuję moje codzienne życie: sesje zdjęciowe, wyprawy i tym podobne rzeczy. Wszystko mobilnie, ze smartfona:
Jeżeli spodobały ci się moje materiały na Youtube lub zdjęcia, postaw mi kawę - będzie mi naprawdę niezmiernie miło:
Piekielnie upalna Turcja, ale bardzo fajna. Trochę zdjęć i trzy filmy na Youtube! Zobacz→
Bardzo doświadczone Sarajewo, jeszcze bardziej doświadczony Mostar i serbska Banja Luka. Zakochałem się w Bośni! Zobacz→
Bardzo fajna sesja studyjna z Julią Łukiewską. Tak jak lubię! Zobacz→
Globalna sesja zdjęciowa dla XIAOMI! Producentem OnlyOnly, agencją odpowiedzialną za całość GONG. Ogromna duma! Zobacz→
Genialny miesięczny pobyt w Tajlandi. Wigilia w klubie drag queen, sylwester na tajskim boksie dla lokalsów... i wiele, wiele więcej! Zobacz→
Absolutnie niesamowite Kosowo - całkiem inne, niż się go spodziewałem. We wpisach zdjęcia jak i vlogi.. Zobacz→
Estonia nieodkryta! Byłem w miejscach, o których pewnie nawet nie słyszeliście. Ja się w tym kraju zakochałem!. Zobacz→
KIedyś fotografowałem również na klasycznych negatywach, a głowę miałem pełną przedziwnych pomysłów. Zobacz→
Niesamowite Uzbekistan i tadżykistan. Duszanbe, Chiwa, Buchara czy Samarkanda. A wszystko doprawione krótkim pobytem w Abu Dabi. Wszystko na zdjęcich i we vlogach. Zobacz→
Od pięknych rejonów, poprzez skaliste miasto, po totalny rozpierdol Neapolu. W tej serii vlogów jak i na tych zdjęciach pokażę Wam pełen przekrój tego niesamowitego kraju! Zdjęcia i vlogi. Zobacz→
Sesja do zimowego numeru Digital Camera Polska w szklarni w Powsinie z pięknymi Różą i Roksaną. Zobacz→
Byłem w miejscach, które jeszcze do niedawna były okupowane przez rosyjskie wojska. Widziałem masowe groby oraz straszne zniszczenia. Nigdy tego nie zapomnę!. Zobacz→
Pełna kontrastów Łotwa. Zarówno na zdjęciach jak i w 6 odcinkowej serii vlogów. Zobacz→
Z jednej strony piękna, a z drugiej niesamowicie abstrakcyjna Armenia. Wyprawa tak szalona, że nie da się jej opisać w kilku zdaniach. Zobacz→
Wykonałem kilka zdjęć do najnowszej książki Marty Grzebyk z Krytyki Kulinarnej. Okładka + przekładki. Jak zawsze w super ekipie ze Studia Odczaruj Gary! Zobacz→
Kinga i Agnes we wspaniałej bieliźnie God Save Queens. Na Instaxach. Zobacz zdęcia→
Reklamowa sesja zdjęciowa do magazynów Viva! Oraz Uroda Życia. Zobacz zdjęcia→
Kilka polaroidów wykonanych podczas zdjęć do sierpniowego numeru Digital Camera Polska. Zobacz→
© Dawid Markoff
Wszelkie prawa zastrzeżone