gruzja w pkp i warszawskim metrze
Od jutra kilka moich zdjęć z Gruzji będziecie mogli obejrzeć w pociągach PKP i w wagonach warszawskiego metra (na ekranach) przez 7 najbliższych dni (w PKP były chyba wcześniej;). Nic specjalnego, tak tylko informuję.
Pamiętajcie, że wszystkie zdjęcia z Gruzji znajdziecie w dziale z wyprawami:
wyprawy na wschód→
* * *
W maju 2017 czeka mnie kolejna wyprawa na wschód (bilety lotnicze już kupione). Kolejne niesamowite miejsce, z którego postaram się przywieźć sporo dobrych zdjęć. Cały tydzień – mam nadzieję, że się nasycę tym miejscem. Już się nie mogę doczekać…
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, publikacje tagi: cziatura, gruzja, kazbegi, x100s
Gruzja jest nieprawdopodobna! Kiedyś czytałem tekst Marcina Mellera, w którym pisał o swojej fascynacji tym krajem. Myślałem wtedy „no ok, ale aż tak?”. Więc pojechałem, zobaczyłem, poczułem… I wiecie co? Aby doznać tego kraju, trzeba pojechać gdzieś dalej, niż Tbilisi. Tak, stolica jest nieprawdopodobna! Ale urok tego małego państwa leży głównie w jego innych rejonach. Oczywiście nie zjeździliśmy calutkiej Gruzji, raczej jej mały kawałek. Ale to wystarczyło, abym mógł powiedzieć, że w Gruzji się zakochałem.
Tbilisi to chaos. Piękny chaos, chociaż czasami irytujący. Miast zróżnicowane jak sama Gruzja. Mi najbardziej podobały się te wszystkie stare drzewa – Tbilisi jest dosłownie usłane nimi. Na każdym kroku, na każdym chodniku… drzewa, drzewa, drzewa. Może męczyć tylko to, że tu wszędzie jest pod górę. Ale hej, taka jest Gruzja!
Kazbegi to cudowne krajobrazy. To również chłodny powiew Kaukazu oraz rosyjski mir tuż tuż. Jak pisałem w relacji z tego miejsca, dla mnie to taka mała Alaska. Nigdy na Alasce nie byłem, ale kojarzę ją tak z filmów i seriali. I Kazbegi mi te widoki bardzo przypominało. To chyba dla mnie było najfajniejsze miejsce z tych, w których byliśmy.
Cziatura to wehikuł czasu. Tam czas się po prostu zatrzymał. Jeszcze bardziej, niż w nieuznawanym przez świat Naddniestrzu, w którym byliśmy jakiś czas temu. Cziatura to miejsce trochę dziewicze turystycznie – oczywiście docierają tu ludzie np. z Polski, ale turystów jest tu strasznie mało. Tak mało, że nie ma dla nich nawet hoteli na Airbnb czy Booking.com – my załatwiliśmy taki przez znajomego Gruzina. Warto tu przyjechać dla tych starych wagoników – ale tylko wtedy, gdy macie zamiar się nimi przejechać. Tak, są stare i wyglądają przerażająco, ale bez poczucia adrenaliny, gdy jedziecie tą puszką ogrom metrów nad ziemią… Nie do opisania!
Batumi to kontrasty. Z jednej strony plaże i taki trochę klimat polskich kurortów (ten cały kicz), z drugiej przedziwne, wielkie budowle i wieżowce, które niczym nie przypominają poważnej architektury, z trzeciej strony kamieniczki, które są niczym żywcem wyjęte z włoskich miasteczek… A do tego wszystkiego turyści z Turcji i Janusze z Rosji, którzy chodzą bez koszulek z wytatuowanymi plecami w slipkach w barwach Federacji Rosyjskiej. Ale to naprawdę wspaniałe miejsce. Ja będę chciał tam jeszcze wrócić, bo czuję, że Batumi ma jeszcze wiele do pokazania.
My dolecieliśmy do Gruzji LOTem, a potem podróżowaliśmy małymi busami (tylko z Batumi do Tbilisi wróciliśmy autokarem linii Metro Georgia, co bardzo miło wspominam). Teraz, mając już jakieś pojęcie o Gruzji, poleciałbym tam z przyjemnością jeszcze raz. Najpierw samolotem do samego Kutaisi, a potem szybko z lotniska do Batumi (to też taka wakacyjna podpowiedź dla Was:).
Wiele mógłbym napisać również o samych ludziach w Gruzji, ale wspominałem o tym nie raz w moich poprzednich wpisach. Pisałem tam nie raz, że są naprawdę wspaniali. Oczywiście nie doświadczyliśmy typowo gruzińskiej gościnności (wino i tańce, wino i tańce, wino i tańce…), ale wszystko przed nami – może następnym razem.
Będąc w Gruzji warto znać kilka słów i zdań po rosyjsku. Niby jest to kraj zapatrzony w Unię Europejską i Stany Zjednoczone (strasznie zapatrzony!), ale jednak z angielskim są tam spore problemy. Rosyjski otwiera drzwi, pozwala się dogadać, coś tam zrozumieć i wytłumaczyć.
To chyba tyle. Zapraszam do czytania relacji z całej wyprawy, które publikowałem na blogu (wystarczy kliknąć na tag gruzja→, aby wyświetlić wszystkie wpisy). Większość opatrzona typowo pamiątkowymi zdjęciami, bo na kadry życia było za mało czasu. Trudno, ale takie są uroki tego typu wypraw.
Jeżeli macie pytania odnośnie samej Gruzji, to nie piszcie maili, a zadawajcie je w komentarzach. Odpowiedź może przydać się także innym odwiedzającym.
* * *
W podróży byłem z:
Katarzyną Mach / katarzynamach.com→
Robertem Danielukiem / robertdanieluk.com→
Wielkie dzięki, było super! Mam nadzieję, że jakoś ze mną wytrzymaliście:)
* * *
Na sam koniec klasycznie już trochę muzyki zasłyszanej w gruzińskiej tv. Niestety nie udało mi się znaleźć nic ich, cały czas katowali rosyjskie i ukraińskie przeboje. Tak więc poniżej te, którymi zarzucały człowieka gruzińskie programy muzyczne:
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, mobilnie, wyprawy tagi: batumi, cziatura, dawid markoff, gruzja, iphone, katarzyna mach, kazbegi, robert danieluk, tbilisi, x100s
Środa.
Tak, to będzie dzień wspinaczki! Dobra, może to za dużo powiedziane, ale z całą pewnością trochę się nachodzimy pod górę, bo planem jest szczyt z klasztorem Cminda Sameba – leżący na wysokości prawie 2200m n.p.m.
Cminda Sameba – prawosławny klasztor położony niedaleko wioski Gergeti w północnej Gruzji, w pobliżu miasteczka Stepancminda (dawniej Kazbegi). Kościół jest położony na wzgórzu, na wysokości 2170 m n.p.m., na lewym brzegu rzeki Terek, nad klasztorem góruje szczyt Kazbek. Klasztor został zbudowany w XIV w.
Po raz pierwszy pogoda nas nie rozpieszcza. Od samego rana jest pochmurno, chłodno i wieje wiatr. Najpierw idziemy zjeść coś na śniadanie – klasycznie już placek z serem do czarnej kawy. Luksusów nie ma, ale nie ma co narzekać.
Wracamy do domu, ciepło się ubieramy i ruszamy na szczyt. Po drodze zaczyna padać deszcz. Cholerny deszcz! Ale damy radę. W pewnym momencie dołącza do nas pies – ta suczka będzie szła z nami na samą górę. W pewnym sensie będzie robić za naszego przewodnika – co chwila zatrzymując się i czekając na nas. Nadajemy jej imię – Gambit. Czemu tak to długa historia, aż tak Was zamęczać nie chcę.
Po drodze przestaje padać, wychodzi słońce i robi się niesamowicie miło. Taka jest tu pogoda, zmieniająca się dosłownie co kilkanaście minut – już przywykliśmy po kilku dniach w Gruzji.
Widoki na górze są obłędne! Naprawdę, nie do opisania. Robimy wiele zdjęć, a na pamiątkę Kasia uwiecznia mnie i Roberta w koszulkach z godłem Polski (kupionych u Wietnamczyków na Marywilskiej, ale o tym nie mówmy). Nie może się obejść też zdjęć za milion lajków, czyli zdjęć skakanych, tak lubionych przez pewne grono polskich instagramerów (to poniższe zrobił mi Robert;)
Nasza droga na szczyt:
Schodzimy w deszczu. I to padającym już całkiem na serio – tak, że idziemy po błocie. Ale nie narzekamy, bo wiemy, że w pokoju czeka ciepła herbata (nie czeka, bo padł prąd, o czym się dowiemy po powrocie).
Odpoczywamy i idziemy na kolację. Ja zajadam się pyszną zupą regionalną z ryżem i całą masą innych rzeczy, których nie znam. Ostra! Do tego popijam regionalną lemoniadę. Jest wspaniale!
To ostatni dzień w Kazbegi, jutro jedziemy dalej. Chłoniemy więc wieczorne widoki, wdychamy czyste powietrze, słuchany szumu strumyków, odgłosów zwierząt… Jutro ruszamy do Cziatury – miejsca, w którym turyści raczej nie bywają. Tam raczej naklejek Gangu Albanii nie zobaczymy!
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, mobilnie, wyprawy tagi: dawid markoff, gruzja, iphone, katarzyna mach, kazbegi, robert danieluk, x100s
gruzja, kazbegi: market google
Stan umysłu, czyli robimy zakupy w… Markecie Google. Tak, dobrze przeczytaliście. Zresztą zobaczcie poniższe zdjęcie. I nie, nie kupuje się tu reklam AdWords czy innego podobnego chłamu od Google. Kupuje się produkty, bez których ciężko tu przetrwać: papier toaletowy i wodę:>
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, wyprawy tagi: gruzja, kazbegi, nie-wiem-nie-rozumiem, x100s
Wtorek.
Komu w drogę, temu Kaukaz, a konkretnie naszym celem jest Kazbegi. Środkiem transportu są tutejsze marszrutki, czyli zwykle busy. Niecałe 20zł za bilet i jedziemy – z turystami z Polski, Rosji i Hiszpanii lub Portugalii, nie pamiętam. Kierowca istny szaleniec, pruje tak, że głowa mała. W głośnikach gra piosenka, której refren brzmi „road to hell”. I jeszcze te widoki… co za mieszanka! Zobaczcie sami:
Na miejscu jesteśmy po jakiś trzech godzinach. Ale miejsce, o ludzie! Idziemy do kwatery, w której mamy nocleg – to zwykłe gospodarstwo domowe. Pokój jest mały, ale bardzo fajny – pomijam tylko te pierdzielone drzwi wyjściowe, z których zamykaniem będziemy mieć problem przez cały czas w Kazbegi. Rozmawiamy z chłopem, który jest właścicielem. Potem z jego żoną. „Polsza” przewija się co chwilę. Dobra, szkoda czasu, idziemy zwiedzać! (i teraz będzie duuuuużo zdjęć).
Dla mnie to miejsce jest taką małą Alaską, którą znam z przeróżnych filmów i seriali. Takie mam po prostu skojarzenia.
Po drodze zachodzimy na coś do jedzenia. Człowiek myśli, że jest na Kaukazie, końcu świata, a tu nagle widzi naklejkę Gangu Albanii. Nie mam pytań. W lokalu obsługa wygląda na Arabów, ale wszyscy znają ogrom słów po polsku. Zamawiamy regionalne piwo (sprzedawca proponuje nam niemieckie, ale stanowczo mówimy „germańskie niet!”) i placek z serem, którym zajadamy się w Gruzji od kilku dni. Nagle zaczyna lecieć polskie discopolo – specjalnie dla nas! Rany, jak nienawidzę tej muzyki, tak w tej chwili brzmi świetnie!
Po jedzeniu wracamy na chwilę do mieszkania. Właściciel poleca nam spacer do miejsca, w którym płynie źródlana woda – tak czysta, że można nabierać ją do butelek, co zresztą nam poleca. Idziemy tam. Dookoła nie ma praktycznie nikogo – dopiero po dłuższym czasie natrafiamy na jakiegoś chłopa pasącego krowy.
Po jakiejś godzinie jesteśmy na miejscu. Miejsce bardzo klimatyczne. Szkoda, że zrobiło się już bardzo ciemno – miasto położone jest w dolinie, dookoła olbrzymie góry.
Robimy ogrom zdjęć i wracamy do domu. Właściciel przynosi nam herbatę, dżem własnej roboty i domowe wino. Cholera, jak tu nie kochać tych ludzi, tego kraju???
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, mobilnie, wyprawy tagi: gruzja, iphone, kazbegi, x100s
menu
o mnie
wyprawy na wschód i nie tylko
najnowsze wpisy
- warszawa, włochy i ponownie warszawa
- calibrite display 123
- najdłuższe podsumowanie: obrony w af
- najdłuższe podsumowanie ever 2
- najdłuższe podsumowanie ever 1
- vlogująca kasia
- szmul jewson – największy dupek w lidze
- konkurs 'waste not, snap a lot’
- stylowo
- wrześniowo
- busted!
- ludzie displate
- kolejny plan zdjęciowy
- biały miś
- displate, backstage
- julia łukiewska
- dobra sesja beauty
- obrona dyplomowa kasi
- turcja: antalya
- bośnia i hercegowina: sarajewo na koniec
- bośnia i hercegowina: banja luka
- bośnia i hercegowina: wodospady kravica
- bośnia i hercegowina: mostar z drona
- bośnia i hercegowina: mostar
- bośnia i hercegowina: ratusz w sarajewie
kategorie
- abstrakcje
analogowo
backstage
chłopaki
cinemagraph
cyfrowo
dziewczyny
kulinarne
miejsca
mobilnie
osobowości
panoramy
pierdupierdu
polaroid
poradnik
portfolio
przedmioty
publikacje
różne
wydarzenia
wyprawy
archiwum bloga
moje rzeczy
portfolio
instagram
threads
youtube
tiktok
9szmul
pogadajmy podcast
Spełniłem swoje największe marzenie i nagrałem album muzyczny. Następnie znalazłem wytwórnię muzyczną i wydałem go na największych serwisach z muzyką! Sprawdź stronę albumu:
Jako że to blog, to mam tu również klasyczne blogowe wpisy, w których pokazuję moje codzienne życie: sesje zdjęciowe, wyprawy i tym podobne rzeczy. Wszystko mobilnie, ze smartfona:
Jeżeli spodobały ci się moje materiały na Youtube lub zdjęcia, postaw mi kawę - będzie mi naprawdę niezmiernie miło:
Piekielnie upalna Turcja, ale bardzo fajna. Trochę zdjęć i trzy filmy na Youtube! Zobacz→
Bardzo doświadczone Sarajewo, jeszcze bardziej doświadczony Mostar i serbska Banja Luka. Zakochałem się w Bośni! Zobacz→
Bardzo fajna sesja studyjna z Julią Łukiewską. Tak jak lubię! Zobacz→
Globalna sesja zdjęciowa dla XIAOMI! Producentem OnlyOnly, agencją odpowiedzialną za całość GONG. Ogromna duma! Zobacz→
Genialny miesięczny pobyt w Tajlandi. Wigilia w klubie drag queen, sylwester na tajskim boksie dla lokalsów... i wiele, wiele więcej! Zobacz→
Absolutnie niesamowite Kosowo - całkiem inne, niż się go spodziewałem. We wpisach zdjęcia jak i vlogi.. Zobacz→
Estonia nieodkryta! Byłem w miejscach, o których pewnie nawet nie słyszeliście. Ja się w tym kraju zakochałem!. Zobacz→
KIedyś fotografowałem również na klasycznych negatywach, a głowę miałem pełną przedziwnych pomysłów. Zobacz→
Niesamowite Uzbekistan i tadżykistan. Duszanbe, Chiwa, Buchara czy Samarkanda. A wszystko doprawione krótkim pobytem w Abu Dabi. Wszystko na zdjęcich i we vlogach. Zobacz→
Od pięknych rejonów, poprzez skaliste miasto, po totalny rozpierdol Neapolu. W tej serii vlogów jak i na tych zdjęciach pokażę Wam pełen przekrój tego niesamowitego kraju! Zdjęcia i vlogi. Zobacz→
Sesja do zimowego numeru Digital Camera Polska w szklarni w Powsinie z pięknymi Różą i Roksaną. Zobacz→
Byłem w miejscach, które jeszcze do niedawna były okupowane przez rosyjskie wojska. Widziałem masowe groby oraz straszne zniszczenia. Nigdy tego nie zapomnę!. Zobacz→
Pełna kontrastów Łotwa. Zarówno na zdjęciach jak i w 6 odcinkowej serii vlogów. Zobacz→
Z jednej strony piękna, a z drugiej niesamowicie abstrakcyjna Armenia. Wyprawa tak szalona, że nie da się jej opisać w kilku zdaniach. Zobacz→
Wykonałem kilka zdjęć do najnowszej książki Marty Grzebyk z Krytyki Kulinarnej. Okładka + przekładki. Jak zawsze w super ekipie ze Studia Odczaruj Gary! Zobacz→
Kinga i Agnes we wspaniałej bieliźnie God Save Queens. Na Instaxach. Zobacz zdęcia→
Reklamowa sesja zdjęciowa do magazynów Viva! Oraz Uroda Życia. Zobacz zdjęcia→
Kilka polaroidów wykonanych podczas zdjęć do sierpniowego numeru Digital Camera Polska. Zobacz→
© Dawid Markoff
Wszelkie prawa zastrzeżone