ŚRODA.
Nasz ostatni dzień w Odessie, o 18 mamy samolot do domu – Warszawy. Trochę już żyjemy tą myślą. Tydzień tu był fascynujący, ale i strasznie wysysający energię. To jest inny świat.
Plan jest taki: wypisać się z tego dziwnego hostelu, zanieść bagaże do przechowalni na dworcu kolejowym i ruszyć nad morze od jeszcze innej strony miasta.
Po drodze na dworzec kupujemy pamiątkowe magnesy – są kiczem kiczu, ale to rzecz obowiązkowa. Mam rację? Zostawiamy bagaże i wsiadamy do jednego z miejscowych trolejbusów. Nie potrafię się do nich przyzwyczaić. Obserwuję ludzi, dla których warunki takiego podróżowania są codziennością. Trochę mi głupio, gdy wybuchamy z Robertem śmiechem – trolejbus z dużą prędkością najeżdża na jakaś dziurę przez co tak nim porzuca, że na chwilę tracimy kontakt z podłogą. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłem.
Wysiadamy. Kupujemy jakieś ciepłe bułeczki z serem i idziemy kawałek pieszo. Zachodzimy na coś, co jest pocztą. „Coś”, bo z zewnątrz wygląda bardziej na wejście do skupu złomu czy czegoś podobnego. Na nic szukać tu kolorowych, rozpoznawalnych z daleka szyldów rodem z naszej Poczty Polskiej. Robert chce wysłać kartkę z Odessy. Nic z tego – mają tylko takie urodzinowe. Wychodzimy i wsiadamy w jednego z miejskich busów. Czuję klepanie po ramieniu. Jakaś dziewczyna daje mi plik hrywien. „Adin?” pytam. „Adin” odpowiada. Wręczam pieniądze kierowcy. Ten wydaje mi jakieś drobne, które oddaje dziewczynie. „Spasiba”, „pażałsta”.
Jesteśmy. Jeszcze kawałek i widać plażę. Wieje niesamowicie mocny wiatr. Chodzimy po plaży, wypijamy pyszną herbatę w jednym z nielicznych otwartych lokali (siedząc w kapturach na zewnątrz).
Tu jest naprawdę bajecznie! Chciałbym zostać jeszcze jeden dzień, ale tuż przy plaży. Nie wracać już do samego miasta… Tak się niestety nie da.
Wracamy do centrum miasta. Jeszcze tylko Dom Związków Zawodowych i możemy zbierać się na lotnisko. To już nasz czas, dom czeka.
Odprawa to formalność. Ukraińska celniczka znajduje w moim paszporcie kalendarzyk z Naddniestrza. Sierp i młot. Cholera, zapomniałem go stamtąd wyjąc. Odkłada go, kręci głową. Chcę powiedzieć, że to pamiątka z Tyraspola, ale się powstrzymuję. To już nieistotne. W samolocie strasznie gorąco. Kilka rodzin leci z małymi dziećmi. Wyją, płaczą… Cieżko to znieść. Stewardessa uśmiecha się i mówi, że nam współczuje. Lot, pyszna zimna Pepsi i witająca z góry rozświetlona Warszawa. Rany, jak dobrze tu wrócić!
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, miejsca, mobilnie, wyprawy tagi: iphone, odessa, odessa-kiszyniów-tyraspol, x100s
WTOREK.
Dwa bilety, trochę czekania i za 40 minut pociąg do Odessy. Czekamy. Sprzątaczki leniwie zabierają się do czyszczenia podłogi. Co tu czyścić? Dla kogo? Dworzec nowy i czysty, a przyjezdnych nie widać. Czekając słyszymy komunikat o odjeżdżającym właśnie pociągu osobowym. Problem w tym, że na peronie jest całkowita pustka i cisza.
Nasz pociąg jest punktualnie o 9:40. To robi wrażenie. Niestety to ten sam, którym przyjechaliśmy do Kiszyniowa. Na całe szczęście jest prawie pusty. Żegnamy więc Nadniestrze, Krakozję jak to mówimy z Robertem. Tom Hanks pozdrawia!
Tym razem, pomimo że to ten sam pociąg, podróż upływa całkiem szybko. Ciekawostką jest fakt, że wszyscy celnicy i obsługa wie o jadących dwóch Polakach.
Odessa. Zostawiamy plecaki w hostelu i ruszamy na miasto. Trafiamy na ulicę, która wygląda na żywca wyjętą z jakiś wojennych filmów. Żartuję, że Spielberg kręcił tu coś tydzień temu.
W Odessie spędziliśmy jak dotąd najwięcej czasu, a ta wciąż nas zaskakuje nowymi zakamarkami. Trafiamy na ulicę Lecha Kaczyńskiego – tabliczka umieszczona na nowoczesnym biurowcu. Miło. Tuż obok jakiś opuszczony klub (chyba) „Cristal Palace”. Chcemy wejść do środka, ale rezygnujemy. Po chwili ze środka wychodzi jakiś facet, a na dachu zauważamy jakąś postać, która obserwuje nas myśląc, że jej nie widzimy. Nic z tego nie rozumiemy. Wszędzie widzimy jakieś opuszczone samochody. Stare, rdzewiejącego, przez nikogo nie chciane. Samochody, psy i koty.
Architektura tego miasta jest conajmniej… dziwna. Z jednej strony kilka ciekawych budynków, z drugiej sporo wszechobecnego kiczu nie pasującego to historii Odessy. No ale to miasto to jeden wielki chaos, tak więc już chyba musi być.
Na koniec dnia ponownie morze. Morze przyciąga nas tu każdego dnia pobytu. Uwielbiam ten szum wody, chłód bijący od brzegu, zimny wiatr i ten charakterystyczny zapach. Jutro tu jeszcze zajdziemy.
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, miejsca, mobilnie, wyprawy tagi: iphone, odessa, odessa-kiszyniów-tyraspol, tyraspol, x100s
WTOREK.
Wstajemy po 5 rano. Szybkie śniadanie i wychodzimy. Zaczyna wychodzić słońce więc najpierw wchodzimy do jakiegoś opuszczonego budynku. Na dach wejść się nie da. Robimy kilka zdjeć i idziemy połazić pomiędzy blokami.
Blokowisko w Tyraspolu. Widoki przytłaczają, wbijają w ziemię, wysysają wszelką energię. Nie wyobrażam sobie jak można tu żyć. Najbardziej mi żal jednak bezdomnych psów, których jest tu sporo (jak i w Odessie czy Kiszyniowie). Wystarczy zwrócić na nie uwagę, gwizdnąć, a stają się na chwilę naszymi kompanami pałętając się pomiędzy nogami, skacząc na siebie aby się popisać.
Mamy mało czasu, musimy iść się pakować. Gdzieś w oddali szczeka na nas pies mężczyzny, który pilnuje jakiś starych maszyn budowlanych. Ujada jak głupi. Chyba chce powiedzieć idźcie stąd, to nie jest wasz świat. Jeszcze tylko piękny wschód słońca i kierujemy się w stronę hotelu…
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, miejsca, wyprawy tagi: odessa-kiszyniów-tyraspol, tyraspol, x100s
PONIEDZIAŁEK.
Stanowisko nr. 12, bus do Tyraspola. Dworzec na zewnątrz jest straszny! 36 lei za bilet, kierowca sam wyrywa nam je z dłoni. Obok ktoś namawia po rosyjsku na jazdę jakimś zwykłym samochodem. Dzięki, ale wolimy tego busa. Ten jak w Polsce, całkiem ok. Ruszamy. Czy nas wpuszczą na punkcie kontrolnym? Jesteśmy tu jedynymi cudzoziemcami. Oczami wyobraźni widzę już te wszystkie zniecierpliwione osoby, gdy my na granicy będziemy się starali wynegocjować wjazd.
Punkt kontrolny. Wcześniej wozy opancerzone, żołnierze, zasieki. Jest zaskakująco łatwo, tego się nie spodziewaliśmy. Paszporty, chwila sprawdzania i dostajemy karteczki: mamy 24h na zostanie. Potem „back Moldova”. My jednak nie wracamy jutro do Mołdawii, a na Ukrainę.
Jesteśmy w Naddniestrzu, tylko to się teraz liczy!
Naddniestrze (Pridniestrowie, oficjalnie Naddniestrzańska Republika Mołdawska) – region autonomiczny Republiki Mołdawii. Od 2 września 1990 deklaruje się jako niepodległe państwo, na arenie międzynarodowej uznawane jedynie przez Abchazję i Osetię Południową. Obejmuje znajdujące się na lewym brzegu Dniestru tereny republiki oraz prawobrzeżne miasto Bendery (Tighina). Jest to pas ziemi o długości około 200 km i średniej szerokości około 12-15 km.
Rada: jeżeli będziecie się tam wybierać na przynajmniej dzień, zarezerwujcie sobie wcześniej hotel i miejcie potwierdzenie ze sobą. W innym przypadku dostaniecie pozwolenie na jedyne 10 godzin w tym dziwnym kraju.
Wysiadamy przy dworcu. Zostawiamy plecaki i idziemy w miasto. Tak, Nadniestrze i Tyraspol to taka mała Korea Północna. Skansen komunizmu. Samo miasto jest jednak całkiem zadbane. Z całą pewnością jest ty lepiej niż w Kiszyniowie. Spacerujemy, fotografujemy. Gdzieś na ulicy zaczepia nas jakiś chłopak. Mowi płynnym angielskim. Pyta skąd jesteśmy, pyta co robimy w tym „Noland”, poleca Nadniestrzanskie wina… Jednocześnie mówi nam, że nie ma zbyt wiele osob do rozmawiania po angielsku. Przebija z niego jakiś wielki smutek, jest w tym coś bardzo dołującego. Dziękujemy i ruszamy dalej.
Po drodze na główny plac trafiamy na Dom Sowietów. Duży, odnowiony, robiący wrażenie. Przed budynkiem obowiązkowo popiersie Lenina – takie zboczenie wschodnich państw.
Chwilę dalej tablica ze znanymi obywatelami tego kraiku oraz reklama informująca o wyborach Miss Naddniestrza w 2015. Na tym drugim chciałbym być, zobaczyć organizację, dziewczyny, ludzi….
Idziemy w kierunku głównej ulicy miasta. Jest szeroka, w typowym dla wschodu stylu – zapewne pod radzieckie defilady, gdy co roku jechały tędy setki pojazdów wojskowych. Czołg na dużym cokole. Oni mają jakiegoś świra na punkcie tych czołgów.
Budynek rządowy fotografujemy z biodra, bo jest zakaz – wszędzie żołnierze, nie mamy zamiaru ryzykować. W razie kłopotów będziemy zdani tylko na siebie – nie ma tu polskiej ambasady! Zresztą już od pewnego czasu łazi za nami jakiś dziwny koleś. Obserwuje nas, zatrzymuje się gdy i my się zatrzymujemy, co chwila gdzieś dzwoni… Przypadek? Nie sądzę.
Na koniec pomnik Suworowa. Prawdę mówiąc to myślałem, że jest większy. Na żywo nie robi aż tak wielkiego wrażenia – ot po prostu taki sobie.
Wracamy trolejbusem. Tak samo rozklekotanym, jak te w Odessie. W tym jednak przypadku jest to nasz wybór – jeżdżą tu i nowsze trolejbusy.
Wieczorem, jeszcze przed zachodem słońca, docieramy do naszego hotelu. Do okoła ogromne blokowiska. Szare, smutne, jak po wojnie w Czeczenii. Wsród nich duże przestrzenie i niedokończone nigdy budowle. I krowa. Tak, pasąca się krowa. Jesteśmy zniszczeni tym widokiem. Obiecujemy sobie wstać z samego rana i obejść te blokowiska podczas wschodu słońca.
Pod koniec dnia idziemy do dużego marketu po jedzenie. Woda, chleb, serek topiony, piwo i jakaś obrzydliwa mieszanka coli i rumu (coś strasznego, jeden łyk tego wystarczył). W drodze powrotnej dostajemy na ulicy kalendarzyki na 2015 z sierpem i młotem. Jejku, jak miło…
Jutro rano wspomniane blokowiska. Budziki nastawione.
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, miejsca, mobilnie, wyprawy tagi: iphone, kiszyniów, odessa-kiszyniów-tyraspol, tyraspol, x100s
NIEDZIELA.
Hotel Cosmos to radziecki moloch. Kiedyś zapewne mocno reprezentacyjny, dziś lekko podupadły. Ale bardzo nam się tu podoba! Te windy, tapety, stołówka… Ma to wszystko niesamowity klimat.
Po dużym śniadaniu idziemy na miasto. Pierwszy cel: opuszczony hotel National. W czasach sowieckich hotel ten był prawdziwą dumą Kiszyniowa. Zatrzymywali się w nim wszyscy zagraniczni turyści. Po zmianie systemu nie udało się sprywatyzować. Dopiero s 2006 roku mołdawska firma Alfa-Engineering weszła w posiadanie 83,25% akcji za cenę 2,15 milionów dolarów i zobowiązała się do zainwestowania kolejnych 33 milionów w przeciągu 2 lat. Nic chyba jednak z tego nie wyszło, bo na chwilę obecną hotel jest jedną wielką ruiną.
Dostajemy się aż na sam dach – jakieś 18/19 piętro. Widok na cały Kiszyniów jest niesamowity! Nad miastem unosi się jeszcze lekka mgła, świeci mocne słońce. Oddycham zimnym powietrzem. W tym miejscu jesteśmy dziś królami tego miasta!
Robimy trochę zdjęć z dachu, jak i we wnętrzach hotelu. Schodzimy. Ruszamy w kierunku blokowisk. Ogromnych blokowisk rodem z Korei Północnej! Robią spore wrażenie. Szare, betonowe, zimne… Całości dopełniają smutni, przemykający szybko ludzie.
Potem centrum i chwilowy postój przy McDonald’s w celu podpięcia się pod WiFi. Następnie kolejne blokowiska – strasznie smutne, depresyjne. Ich mieszkańcy dziwnie się na nas patrzą, ktoś pyta co fotografujemy. Szybko idziemy dalej.
Kolejnym miejscem, które chcemy zobaczyć, jest stary opuszczony cyrk. Niestety, nie ma możliwości wejścia do środka. Zaglądamy przez wybitą szybę do środka… ech, gdyby to był wieczór, a nie środek dnia w tak obleganej okolicy! Ale kto wie, może tu jeszcze kiedyś wrócimy?
Wybudowany został w 1981 roku dokładnie w miejscu starego miejskiego cmentarza. Utrzymany w socrealistycznym stylu, był uznawany za najpiękniejszy cyrk w całym ZSRR. W latach swojej świetności wystawiano w nim od trzydziestu sześciu do pięćdziesięciu siedmiu przedstawień miesięcznie! Chciałbym na chwilę przenieść się w tamte czasy, przejść jego korytarzami, zobaczyć cyrkowe przedstawienie…
Niedaleko cyrku natrafiamy na coś takiego. Nie mamy pojęcia, czym ten monument jest. Taki właśnie jest cały Kiszyniów: chaotyczny, ciężki do zrozumienia, kompletnie do niczego nie pasujący.
To miasto to kopalnia kadrów. Szkoda, że jesteśmy tu tylko pełny jeden dzień. Na jednym z plakatów wyborczych napis, który mniej więcej mówi coś takiego: lepiej żyć w dobrobycie z Rosją, niż w biedzie z Europą. Zastanawiam się, czy można żyć w jeszcze większej biedzie??
Po 16 wracamy do hotelu. Padamy ze zmęczenia!
Wieczorem postanawiamy wejść jakos na dach naszego hotelu. Robert zabiera latarkę i o 23 zaczynamy szukać. Jest, jakieś stare drzwi na coś pokroju klatki schodowej. Może to zejście awaryjne? Mało istotne. Ważne, że prawie się udaje – jedno piętro poniżej dachu. To też coś. Nie ma okien, sam beton. Robimy nocne zdjęcia.
Myślami jesteśmy już jednak w Naddniestrzu…
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, miejsca, mobilnie, wyprawy tagi: iphone, kiszyniów, odessa-kiszyniów-tyraspol, x100s
SOBOTA.
Wstajemy. Dobra mielonka na start i wymeldowanie się z „Cristala”. Prawdę mówiąc to ja mam już dość tego hotelu. Cieszy mnie fakt, że go opuszczamy. „Spasiba” i ruszamy na dworzec po bilety kolejowe do Kiszyniowa w Mołdawii. Kobieta w okienku jest strasznie nerwowa, krzyczy przed nami na jakieś małżeństwo. Widząc jednak polskie paszporty, robi się całkiem miła. Kupujemy i zostawiamy plecaki w przechowalni. Mamy jeszcze ponad 4 godziny na samą Odessę.
Jedziemy rozklekotanym trolejbusem. Po raz kolejny. Ja się do nich nie przyzwyczaję przez całą naszą wyprawę. Przerdzewiały, brudny, z popękanymi szybami. Patrzę na ludzi, którzy przywykli do takiej komunikacji miejskiej. Bardzo dołujące widoki. W głębi serca życzę Ukraińcom jak najlepiej – niestety, ale nie mieli szczęścia do rządzących czego rezultatem są takie widoki.
Pierwszym miejscem, w które się udajemy, jest wesołe miasteczko. Na wejściu wita nas gadający po ukraiński goryl. Jest absolutnym hitem, mógłbym się na niego przyglądać i przyglądać. To coś bardzo psychodelicznego, takiego innego.
Potem ruszamy do centrum. Staram się nie zwracać uwagi na brud i zaniedbane miasto. Wyszukuję ciekawe kamienice, widoki… Gdy się człowiek skupi tylko na tym to Odessa ma nawet swój urok. Całości zdecydowanie pomaga wspaniała pogoda.
Wracamy na dworzec. Czeka nas 5 godzinna jazda do stolicy Mołdawii. Pociąg jest straszny. Pomijając fakt, że jesteśmy tu jedynymi prawdziwymi cudzoziemcami, to całość jest naprawdę w mocno wschodnim stylu. W wagonie jest strasznie gorąco. Za nami siedzi jakiś starszy mężczyzna, który na tablecie ogląda rosyjski kabaret (śmiejąc się co chwila na głos), dalej siedzą jacyś Czeczeńcy… Ale jakoś dajemy radę. Jest to na swój sposób nawet zabawne.
Po 5 godzinach wita nas nocny Kiszyniów. Pierwsze wrażenie? Kartka na słupie informująca o legalnej pracy w Polsce. Kierujemy się do położonego niedaleko Hotelu Cosmos. Ogromny, w radzieckim stylu, obecnie już mocno podniszczony. Pokój jest super! Idziemy jeszcze po lokalne piwo i można powoli myśleć o jutrzejszym dniu. Film z mołdawskim dubbingiem do snu to obowiązek! Nieszczelne okna w tym radzieckim hotelu dają się nam we znaki.
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, miejsca, mobilnie, wyprawy tagi: dawid markoff, iphone, kiszyniów, odessa, odessa-kiszyniów-tyraspol, robert danieluk, x100s
Dres, aparat, słońce, cholernie mocny wiatr i brudna szyba. Autoportret z portu w Odessie.
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, miejsca, wyprawy tagi: dawid markoff, odessa, odessa-kiszyniów-tyraspol, x100s
menu
o mnie
wyprawy na wschód i nie tylko
najnowsze wpisy
- warszawa, włochy i ponownie warszawa
- calibrite display 123
- najdłuższe podsumowanie: obrony w af
- najdłuższe podsumowanie ever 2
- najdłuższe podsumowanie ever 1
- vlogująca kasia
- szmul jewson – największy dupek w lidze
- konkurs 'waste not, snap a lot’
- stylowo
- wrześniowo
- busted!
- ludzie displate
- kolejny plan zdjęciowy
- biały miś
- displate, backstage
- julia łukiewska
- dobra sesja beauty
- obrona dyplomowa kasi
- turcja: antalya
- bośnia i hercegowina: sarajewo na koniec
- bośnia i hercegowina: banja luka
- bośnia i hercegowina: wodospady kravica
- bośnia i hercegowina: mostar z drona
- bośnia i hercegowina: mostar
- bośnia i hercegowina: ratusz w sarajewie
kategorie
- abstrakcje
analogowo
backstage
chłopaki
cinemagraph
cyfrowo
dziewczyny
kulinarne
miejsca
mobilnie
osobowości
panoramy
pierdupierdu
polaroid
poradnik
portfolio
przedmioty
publikacje
różne
wydarzenia
wyprawy
archiwum bloga
moje rzeczy
portfolio
instagram
threads
youtube
tiktok
9szmul
pogadajmy podcast
Spełniłem swoje największe marzenie i nagrałem album muzyczny. Następnie znalazłem wytwórnię muzyczną i wydałem go na największych serwisach z muzyką! Sprawdź stronę albumu:
Jako że to blog, to mam tu również klasyczne blogowe wpisy, w których pokazuję moje codzienne życie: sesje zdjęciowe, wyprawy i tym podobne rzeczy. Wszystko mobilnie, ze smartfona:
Jeżeli spodobały ci się moje materiały na Youtube lub zdjęcia, postaw mi kawę - będzie mi naprawdę niezmiernie miło:
Piekielnie upalna Turcja, ale bardzo fajna. Trochę zdjęć i trzy filmy na Youtube! Zobacz→
Bardzo doświadczone Sarajewo, jeszcze bardziej doświadczony Mostar i serbska Banja Luka. Zakochałem się w Bośni! Zobacz→
Bardzo fajna sesja studyjna z Julią Łukiewską. Tak jak lubię! Zobacz→
Globalna sesja zdjęciowa dla XIAOMI! Producentem OnlyOnly, agencją odpowiedzialną za całość GONG. Ogromna duma! Zobacz→
Genialny miesięczny pobyt w Tajlandi. Wigilia w klubie drag queen, sylwester na tajskim boksie dla lokalsów... i wiele, wiele więcej! Zobacz→
Absolutnie niesamowite Kosowo - całkiem inne, niż się go spodziewałem. We wpisach zdjęcia jak i vlogi.. Zobacz→
Estonia nieodkryta! Byłem w miejscach, o których pewnie nawet nie słyszeliście. Ja się w tym kraju zakochałem!. Zobacz→
KIedyś fotografowałem również na klasycznych negatywach, a głowę miałem pełną przedziwnych pomysłów. Zobacz→
Niesamowite Uzbekistan i tadżykistan. Duszanbe, Chiwa, Buchara czy Samarkanda. A wszystko doprawione krótkim pobytem w Abu Dabi. Wszystko na zdjęcich i we vlogach. Zobacz→
Od pięknych rejonów, poprzez skaliste miasto, po totalny rozpierdol Neapolu. W tej serii vlogów jak i na tych zdjęciach pokażę Wam pełen przekrój tego niesamowitego kraju! Zdjęcia i vlogi. Zobacz→
Sesja do zimowego numeru Digital Camera Polska w szklarni w Powsinie z pięknymi Różą i Roksaną. Zobacz→
Byłem w miejscach, które jeszcze do niedawna były okupowane przez rosyjskie wojska. Widziałem masowe groby oraz straszne zniszczenia. Nigdy tego nie zapomnę!. Zobacz→
Pełna kontrastów Łotwa. Zarówno na zdjęciach jak i w 6 odcinkowej serii vlogów. Zobacz→
Z jednej strony piękna, a z drugiej niesamowicie abstrakcyjna Armenia. Wyprawa tak szalona, że nie da się jej opisać w kilku zdaniach. Zobacz→
Wykonałem kilka zdjęć do najnowszej książki Marty Grzebyk z Krytyki Kulinarnej. Okładka + przekładki. Jak zawsze w super ekipie ze Studia Odczaruj Gary! Zobacz→
Kinga i Agnes we wspaniałej bieliźnie God Save Queens. Na Instaxach. Zobacz zdęcia→
Reklamowa sesja zdjęciowa do magazynów Viva! Oraz Uroda Życia. Zobacz zdjęcia→
Kilka polaroidów wykonanych podczas zdjęć do sierpniowego numeru Digital Camera Polska. Zobacz→
© Dawid Markoff
Wszelkie prawa zastrzeżone