Nie no, niech taka pogoda pozostanie już do grudnia (tak wiem, to niemożliwe:).
Idealna do przyjeżdżania do biura rowerem!
UFC2! Dzięki Maciek za super prezent, będzie grane. Oj będzie! Legia remisowo, ale w dalszej rundzie walki o Ligę Mistrzów. W niedzielę kolejny mecz– tym razem w Ekstraklasie z Piastem. Będę tam! Super piwo z dziewczynami w Centrum Kultury (Lublin) – te zegary ze strefami czasowymi dzielnic lubelskich po prostu super. IKEA i szpieg z krainy dywanów – Robert:) Stranger Things to dla mnie najlepszy serial ostatnich lat! W drodze do biura nadchodząca burza, ale w biurze już bardzo przyjemnie. Chłopaki poszli do domu, zostałem sam – muzyka i obróbka zdjęć. Dowód osobisty w drodze po wizę białoruską i chmury podczas powrotu z Trójmiasta.
O cholera, takie coś chcę na przód do Poleczki! Tylko piekielnie drogie to…
skomentuj →
kategoria: mobilnie, różne tagi: anastazja, dawid markoff, iphone, lublin, podsumowanie, polka bikes, robert danieluk, warszawa
Kilka szalonych dni na Białorusi – to, czego mi było potrzeba! Było genialnie, pogoda dopisała, miejsca również. Tym razem, tak jak wspominałem w poprzednim wpisie, pojechaliśmy na pełnym luzie. Zdjęć zrobiłem o wiele mniej niż zawsze, więc nie będzie tu klasycznej relacji dzień po dniu – wszystko opiszę za kilka dni w 1-2 wpisach (chyba że coś mi się odmieni:)
Białoruś polecam niezmiennie wszystkim, bo to fantastyczny kraj z wschodnim klimatem! Podczas wyjazdu zrobiliśmy również trochę materiału przy pomocy GoPro. Jak Robert to fajnie zmontuje to wrzucę to również i tu na bloga. Gruzja, Białoruś (dla mnie drugi raz w tym roku)… a w planach mamy kolejną fajną wyprawę. Trzymajcie kciuki!
Trailer z wyprawy:
Zwykłe Rzeczy / Białoruś 2016 / Trailer
Mała zapowiedź tego co działo się na Białorusi z Markoff photography
Opublikowany przez Zwykłe Rzeczy na 19 lipiec 2016
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, mobilnie, wyprawy tagi: białoruś, brześć, brześć-witebsk-mińsk, dawid markoff, iphone, mińsk, robert danieluk, witebsk, x100s
Zmęczeni jak cholera, ale fajnie było robić zdjęcia na Openerze dla H&M – zwłaszcza z tak fajną ekipą! Nie było drugiej takiej strefy, ta H&M była najlepsza! Na zdjęciu ze mną Natalia Przybylska-Wlazło i Mateusz Kiwak. Oczywiście wielkie dzięki dla Maćka Kiwaka, dla dziewczyn pracujących w strefie (były niesamowite!), dla osób pracujących w dziale z naszywkami (byli tak zapracowani, że nie miłem kiedy się z nimi pożegnać), dla osób z H&M oraz ochroniarzy, z którymi można było fajnie pogadać.
(Ania i Maciek)
Jestem opalony, ze strasznie bolącymi nogami, ale bardzo szczęśliwy!
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, wydarzenia tagi: canon, dawid markoff, gdynia, h&m, h&m open'er, opener, znajomi
Mecz Polska-Portugalia oglądany zjakiegoś streamu z dziewczynami na Openerze. Co prawda zaczynał się ciąć gdy ludzie zaczynali wrzucać zdjęcia z odbywającego się obok koncertu Red Hotów, ale w sumie dało się oglądać. Szkoda tylko, że odpadli.
Opener i pogoda. Dla mnie na szczęście niezbyt straszna, bo w tym roku robię tam zdjęcia dla H&M i mam się gdzie chować przed deszczem. Ale momentami było strasznie.
Mój ulubiony Sopot, bardzo lubię tu wracać i spacerować. Janusz napisał na FB, że tak mają wszyscy z Warszawy. Tak, wiem, jest nad morzem wiele innych zapewne fajniejszych miejsc…:) Czerwiec był zdecydowanie miesiącem rowerowym. Finał NBA, który przeszedł do historii (jeszcze nigdy drużyna przegrywająca 3-1 nie wygrała tytułu). Smutny pogrzeb i książka, którą muszę przeczytać (czasu chwilowo tylko brak). Kawa na Placu Europejskim i Radziejowice, w których poprowadziliśmy super zajęcia dla Fundacji Weteranów. Na koniec plan filmowy reklamy Lenovo dla pewnej niesamowitej agencji:)
skomentuj →
kategoria: mobilnie, różne tagi: anastazja, dawid markoff, gdynia, h&m open'er, iphone, opener, podsumowanie, polka bikes, radziejowice, sopot, warszawa
Gruzja jest nieprawdopodobna! Kiedyś czytałem tekst Marcina Mellera, w którym pisał o swojej fascynacji tym krajem. Myślałem wtedy „no ok, ale aż tak?”. Więc pojechałem, zobaczyłem, poczułem… I wiecie co? Aby doznać tego kraju, trzeba pojechać gdzieś dalej, niż Tbilisi. Tak, stolica jest nieprawdopodobna! Ale urok tego małego państwa leży głównie w jego innych rejonach. Oczywiście nie zjeździliśmy calutkiej Gruzji, raczej jej mały kawałek. Ale to wystarczyło, abym mógł powiedzieć, że w Gruzji się zakochałem.
Tbilisi to chaos. Piękny chaos, chociaż czasami irytujący. Miast zróżnicowane jak sama Gruzja. Mi najbardziej podobały się te wszystkie stare drzewa – Tbilisi jest dosłownie usłane nimi. Na każdym kroku, na każdym chodniku… drzewa, drzewa, drzewa. Może męczyć tylko to, że tu wszędzie jest pod górę. Ale hej, taka jest Gruzja!
Kazbegi to cudowne krajobrazy. To również chłodny powiew Kaukazu oraz rosyjski mir tuż tuż. Jak pisałem w relacji z tego miejsca, dla mnie to taka mała Alaska. Nigdy na Alasce nie byłem, ale kojarzę ją tak z filmów i seriali. I Kazbegi mi te widoki bardzo przypominało. To chyba dla mnie było najfajniejsze miejsce z tych, w których byliśmy.
Cziatura to wehikuł czasu. Tam czas się po prostu zatrzymał. Jeszcze bardziej, niż w nieuznawanym przez świat Naddniestrzu, w którym byliśmy jakiś czas temu. Cziatura to miejsce trochę dziewicze turystycznie – oczywiście docierają tu ludzie np. z Polski, ale turystów jest tu strasznie mało. Tak mało, że nie ma dla nich nawet hoteli na Airbnb czy Booking.com – my załatwiliśmy taki przez znajomego Gruzina. Warto tu przyjechać dla tych starych wagoników – ale tylko wtedy, gdy macie zamiar się nimi przejechać. Tak, są stare i wyglądają przerażająco, ale bez poczucia adrenaliny, gdy jedziecie tą puszką ogrom metrów nad ziemią… Nie do opisania!
Batumi to kontrasty. Z jednej strony plaże i taki trochę klimat polskich kurortów (ten cały kicz), z drugiej przedziwne, wielkie budowle i wieżowce, które niczym nie przypominają poważnej architektury, z trzeciej strony kamieniczki, które są niczym żywcem wyjęte z włoskich miasteczek… A do tego wszystkiego turyści z Turcji i Janusze z Rosji, którzy chodzą bez koszulek z wytatuowanymi plecami w slipkach w barwach Federacji Rosyjskiej. Ale to naprawdę wspaniałe miejsce. Ja będę chciał tam jeszcze wrócić, bo czuję, że Batumi ma jeszcze wiele do pokazania.
My dolecieliśmy do Gruzji LOTem, a potem podróżowaliśmy małymi busami (tylko z Batumi do Tbilisi wróciliśmy autokarem linii Metro Georgia, co bardzo miło wspominam). Teraz, mając już jakieś pojęcie o Gruzji, poleciałbym tam z przyjemnością jeszcze raz. Najpierw samolotem do samego Kutaisi, a potem szybko z lotniska do Batumi (to też taka wakacyjna podpowiedź dla Was:).
Wiele mógłbym napisać również o samych ludziach w Gruzji, ale wspominałem o tym nie raz w moich poprzednich wpisach. Pisałem tam nie raz, że są naprawdę wspaniali. Oczywiście nie doświadczyliśmy typowo gruzińskiej gościnności (wino i tańce, wino i tańce, wino i tańce…), ale wszystko przed nami – może następnym razem.
Będąc w Gruzji warto znać kilka słów i zdań po rosyjsku. Niby jest to kraj zapatrzony w Unię Europejską i Stany Zjednoczone (strasznie zapatrzony!), ale jednak z angielskim są tam spore problemy. Rosyjski otwiera drzwi, pozwala się dogadać, coś tam zrozumieć i wytłumaczyć.
To chyba tyle. Zapraszam do czytania relacji z całej wyprawy, które publikowałem na blogu (wystarczy kliknąć na tag gruzja→, aby wyświetlić wszystkie wpisy). Większość opatrzona typowo pamiątkowymi zdjęciami, bo na kadry życia było za mało czasu. Trudno, ale takie są uroki tego typu wypraw.
Jeżeli macie pytania odnośnie samej Gruzji, to nie piszcie maili, a zadawajcie je w komentarzach. Odpowiedź może przydać się także innym odwiedzającym.
* * *
W podróży byłem z:
Katarzyną Mach / katarzynamach.com→
Robertem Danielukiem / robertdanieluk.com→
Wielkie dzięki, było super! Mam nadzieję, że jakoś ze mną wytrzymaliście:)
* * *
Na sam koniec klasycznie już trochę muzyki zasłyszanej w gruzińskiej tv. Niestety nie udało mi się znaleźć nic ich, cały czas katowali rosyjskie i ukraińskie przeboje. Tak więc poniżej te, którymi zarzucały człowieka gruzińskie programy muzyczne:
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, mobilnie, wyprawy tagi: batumi, cziatura, dawid markoff, gruzja, iphone, katarzyna mach, kazbegi, robert danieluk, tbilisi, x100s
Wtorek.
Ten dzień będzie dniem ochrony, służb, Polski i wódki. Ale po kolei…
Wstaję po 8. Zbieram się i wychodzę na spacer po starym mieście. Piękna pogoda! Jest ranek, a słońce już nieźle pali – zapowiada się niezły dzień. Spaceruję, siadam na ławce, kolejny kot włazi mi na kolana… Mam świadomość, że jutro powoli będziemy się już stąd zbierać. Szkoda.
Wracam do mieszkania i ustalamy plan dnia: brak planu. Tak jest najlepiej. Ruszamy najpierw na jedzenie, a potem na bloki, które widzieliśmy z daleka gdy byliśmy na szczycie. Komunikacja miejska w Tbilisi to stan umysłu! Udaje mi się usiąść obok kierowcy, jest czadowo. Zobaczcie zresztą sami:
Na miejscu okazuje się, że wielkie bloki zostały dopiero co wybudowane, a cały kompleks nosi nazwę Dirsi. Niektóre oddane do użytku, inne jeszcze wykańczane. Do okoła pusto, jedynie kilka samochodów – czuję się jak w jednym z chińskich miast, w których nikt nie mieszka. W pewnym momencie zauważa nas ktoś z ochrony tego miejsca. Gdy podchodzi udajemy głupa. Pyta czy mówimy po gruzińsku. Kręcimy głowami. Po angielsku? Kręcimy głowami. Po rosyjsku? Kręcimy głowami. Mówimy, że po polsku bo my z Polski. Działa. Facet odpuszcza, pokazuje nam jedynie, że tu nie wolno być bo spadają często rzeczy z wykańczanych budynków. Pokazuje inne, podobne, które można fotografować. Idziemy tam, robimy trochę zdjęć. Po drodze tu Robert z Kasią zauważyli jakiś opuszczony parking…
– jedziemy tam?
– no pewnie!
Na miejscu okazuje się, że parking jest dość spory, ale nie używany. Po bokach są rządowe ministerstwa, ale sam parking nie jest ogrodzony. „Wchodzimy na górę!”. Robimy trochę zdjęć i zaczynamy schodzić. Wtedy słyszymy krzyki – to dwóch uzbrojonych strażników. Groźnie wyglądają. Postanawiamy, że będziemy się uśmiechać. Schodzimy z pełnym uśmiechem na twarzach. Na dole czeka na nas jeden ze strażników. Widząc to zmienia ton – podaje nam rękę na starcie. To służby do sytuacji nadzwyczajnych, chyba chroniące ważne budynki rządowe. Zaczynamy rozmowę. Mówimy, że my z Polszy… To robi wszystko! Można mieć różne zdanie o Lechu Kaczyńskim, ale robotę zrobił nam tu niesamowitą – bardzo nas za to w Gruzji lubią.
Strażnik sprawdza nam paszporty, gdzieś dzwoni, podaje dane, pyta i miejsce pobytu itp. Ale jest już miły, w końcu jesteśmy z Polski. My też dobrze się bawimy, żartujemy… Na koniec Pan mówi do nas „bez urazy”, podaje rękę i żegna się czymś, co można nazwać cmoknięciem z gestem dłoni jednocześnie. Komedia!
Kolejny punkt wymyślony na szybko: pałac prezydencki. Jedziemy, ale ciężko dojść nam przed sam pałac, jesteśmy na tyłach – tam jest stare Tbilisi, ruina, ale z klimatem! Idziemy na kawę mrożoną, Kasia w prezencie dla Polaków dostaje muffinka. Potem duży Gruziński Kościół Prawosławny.
Gruziński Kościół Prawosławny, oficjalnie Gruziński Kościół Prawosławny i Apostolski – jeden z kanonicznych kościołów prawosławnych, będący równocześnie jednym z najstarszych kościołów chrześcijańskich. Założony został w I w. n.e. przez apostoła Andrzeja, który powołał w Atskuri pierwsze na ziemiach gruzińskich chrześcijańskie biskupstwo. Z tego względu określany jest jako kościół apostolski.
…i jeszcze Stare Tbilisi, które robi wrażenie. Spokój, cisza i rozpadające się budynki.
Miłość na ścianie w stolicy Gruzji. Jak miło.
Schodzimy ponownie na stare miasto. Po drodze zachodzimy na szybką Colę do polskiego baru Warszawa. Zaskoczenie, bo tym razem nikt już tu po polsku nie mówi – nawet obsługa, chociaż w menu wszystko po polsku. No trudno. Cola podawana jest w małych… słoikach! Super. Na pamiątkę zostawiam swoją wizytówkę i idziemy dalej.
Spacerujemy, a następnie zachodzimy na piwo i jedzenie. Jest tak duszno, że bez picia ciężko tu wytrzymać. Piję tu coś gruzińskiego z gatunku ciemnych piw, które uwielbiam. Wcześniej poszukałem recenzji na Beer Rate i oceny nie były zbyt zachęcające… ale samo piwo okazało się naprawdę fajne!
Następnie siadamy na placu przy Moście Pokoju i pijemy zimną Colę. Rany, jaka dobra! Odpalamy z telefonu jakąś playlistę z kaukaską muzyką… No, teraz jest już w pełni idealnie!
Pojawia się pomysł, aby po raz ostatni skorzystać z kolejki i pojechać zobaczyć panoramę Tbilisi. To bardzo dobry pomysł, zwłaszcza, że pogoda jest dosłownie idealna.
Wieczorem idziemy zjeść kolację. Trafiamy do polskiej lodziarni, bo widzimy, że mają tam zapiekanki. Tam, gdy mówimy „dzień dobry”, dostajemy spod lady po kieliszku gruzińskiej wódki. Właścicielką lokalu jest Polka, bardzo miła. Rozmawiamy, jest fajna atmosfera. Potem dosiada się jakiś Polak, rozmawiamy o Gruzji (on przylatuje tu służbowo przynajmniej raz w miesiącu)… To nie wszystko – po jakimś czasie przychodzą dwie dziewczyny, jedna z nich jest Polką. Pijane, w fajnym klimacie. Jedna z nich jest chyba Gruzinką, zna jednak kilka słów po Polsku – potrafi zaśpiewać „ona jest tu…” Weekendu… Jezu:D Polewają wódkę.
Wracamy do domu. Jest prawie północ, a miasto żyje jak za dnia, gdzieś tańczą jacyś ludzie, wszędzie gra muzyka… Kocham Tbilisi, kocham Gruzję!
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, mobilnie, wyprawy tagi: dawid markoff, gruzja, iphone, katarzyna mach, robert danieluk, tbilisi, x100s
Piątek.
Poranek nie należy do najładniejszych – pada deszcz. Jednak z czasem zdaje się wypogadzać, więc szybko zbieramy się i ruszamy na miasto. Pierwszym naszym celem jest znaleźć miejsce, w którym coś zjemy. Cafe Paris jest całkiem spoko. Chcemy zamówić trzy pizze margherity, ale Pani doradza dwie mówiąc, że pizze są duże. Rada: gdy mówią w Gruzji, że porcja może być za duża to nie słuchajcie! Zajadamy, pijemy herbatę i w drogę.
Zaczynamy od kolejki jadącej na jeden ze szczytów, na których są osiedla. Kolejki są stare, wyglądają jak blaszane skrzynki z malutkimi okienkami… Jeżeli w którejś jest jakieś większe okno, to już dawno tak brudne, że niewiele widać. Całość stacji w strasznym stanie, aż dziw, że wciąż działają – jesteśmy jednak twardzi, jedziemy na górę!
Osiedla wyglądają przedziwnie. Część budynków jest opuszczona, a cześć w ruinie, ale zamieszkała przez ludzi. Zjeżdżamy na dół i jedziemy drugą na kolejny ze szczytów. Jaramy się niesamowicie, co wywołuje u miejscowych uśmiechy, a i zapewne zdziwienie. Tu spoglądamy z góry na miasteczko – wygląda niesamowicie.
Po powrocie na dół przechadzamy się po mieście, chłoniemy jego klimat, przyglądamy się codziennemu życiu, odwzajemniamy uśmiechy… Co chwila jakieś dzieci krzyczą do nas „hello, how are you”. Odpowiadamy, ale na „thank you. And you?” już niewiele potrafią odpowiedzieć. Wszystko zatrzymało się tu w czasie – dla mnie to nie Gruzja, a małe miasto w dalekiej Rosji… nie, nie Rosji, a Związku Radzieckim.
Docieramy do stacji kolejowej. Kolejne miejsce, które wygląda na opuszczone, ale (chyba) działa. Robimy zdjęcia. Ze stróżówki wychodzi jakiś mężczyzna, idzie do nas. Nauczony doświadczeniami w Polsce wiem co to oznacza – „zakaz fotografowania”, „teren prywatny” czy inny podobny bełkot. Mężczyzna pyta skąd jesteśmy. „Polsza”. Uśmiecha się, coś mówi, pokazuje… trochę po rosyjsku, trochę po gruzińsku. Rozumiemy, że chce nam pokazać łączenie wagonów.
Pokazuje na aparaty że można wszystko fotografować. Prowadzi nas pomiędzy składami. Obserwujemy łączenie wagonów, robimy zdjęcia… Wszyscy tu tacy mili??? Dziękujemy i idziemy dalej…
…i teraz będzie chyba największa przygoda tej wyprawy, chociaż mamy przed sobą jeszcze tydzień w Gruzji…
Chcemy dojechać do jednej z opuszczonych stacji. Wpadamy na pomysł, że wynajmiemy taxi. Na postoju wybieramy starą Ładę z równie wiekowym kierowcą – dla poczucia jeszcze większego klimatu. Teraz już wiem, że ona tam czekała specjalnie na nas, była nam przeznaczona. To nie mogła być taka zwykła wyprawa!
Pokazujemy kierowcy, nazwijmy go Gieorgijem, mapę na telefonie jak do tej stacji dojechać. Pakujemy się do środka i ruszamy… w przeciwnym kierunku. No ale może za chwilę zawróci? Taxi to samochód prosto ze złomowiska. Dosłownie! Nawet na Ukrainie nie jeździliśmy takim złomem. Robert tłumaczy Gieorgijowi jeszcze raz kierunek, ten kiwa głową i jedzie dalej. Przeradza się to w komedię, bo na Google Maps widzimy ewidentne, że jedziemy w złym kierunku. Na dodatek co chwilę zatrzymujemy się, aby mógł dolać wody (z dużej butli trzymanej pod nogami) do chłodnicy. Przy kolejnym z takich postojów płaczę ze śmiechu, to jest jak u Monty Pythona. Wszyscy po drodze patrzą się na nas…
Dopiero po jakiś 40 minutach, gdy Gieorgij chce nam pokazać jakiś kościół, dochodzi do niego, że chyba coś jest nie tak. Zawracamy do miasta. Jadąc przez jakieś totalne zadupie słyszymy huk – opona! Pomagamy zepchnąć mu samochód na pobocze. W kole duża dziura… nie ma się zresztą czemu dziwić, opony też ma chyba ze złomowiska – ta praktycznie pozbawiona jest już bieżnika.
Mamy najczarniejsze myśli, ale jednocześnie bawimy się niesamowicie. Gieorgij coś mówi, śmieje się, macha rękoma, wyjmuje zapasowe koło i zmienia je. Wsiadamy i ruszamy dalej. Przeprasza, mówi że zawiezie nas wszędzie… Jedziemy z góry, więc po raz pierwszy podczas tej wyprawy obawiam się o swoje życie – w głowie mam pytanie, jaki jest stan hamulców w tej Ładzie. Po bokach przepaść, samochód piszczy i strzela, Gieorgij wygląda tak, że powinien przestać prowadzić z 10 lat temu…
Po drodze zatrzymuje się przy jakiś samochodach, pyta o drogę do tego naszego miejsca. Komedia, bo to 3km od centrum miasta, które nie ma zbyt wielu głównych dróg.
W końcu docieramy. Okazuje się, że kolejka działa. Więc wjeżdżamy na górę – Gieorgij razem z nami. Sporo rozmawiamy, chociaż niewiele rozumiemy – mówi do nas sporo po gruzińsku. Ale przytakujemy, jemu to daje radość, wygląda na szczęśliwego.
Jedziemy jeszcze na jedną stację – ta ma najlepszy klimat. Też wjeżdżamy na górę. Po zajechaniu na dół zagaduje do mnie starsza kobieta. Mówię, że ja po rosyjsku nie bardzo. Ale jakoś idzie. Pyta skąd my. Mówię „Polsza”. Pyta jak w Gruzji, mówi, że Polska płaska bardzo, a tu góry… Dokładnie!
Wracamy do centrum. Płacimy Gieorgijowi 20 GEL. Jest wniebowzięty. Na pamiątkę:
+ krótkie wideo z naszego podróżowania wagonikami:
Żegnamy się z nim ciepło i idziemy do… Cafe Paris na kolację – pizze i herbatę. Po dwie herbaty. Pani nas już pamięta, zresztą wszyscy tu już chyba o nas wiedzą.
Na koniec dnia rezerwujemy dom w Batumi, robimy zakupy i wracamy do hotelu. Jutro będziemy już nad Morzem Czarnym!
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, mobilnie, wyprawy tagi: cziatura, dawid markoff, gruzja, iphone, x100s
menu
o mnie
wyprawy na wschód i nie tylko
najnowsze wpisy
- warszawa, włochy i ponownie warszawa
- calibrite display 123
- najdłuższe podsumowanie: obrony w af
- najdłuższe podsumowanie ever 2
- najdłuższe podsumowanie ever 1
- vlogująca kasia
- szmul jewson – największy dupek w lidze
- konkurs 'waste not, snap a lot’
- stylowo
- wrześniowo
- busted!
- ludzie displate
- kolejny plan zdjęciowy
- biały miś
- displate, backstage
- julia łukiewska
- dobra sesja beauty
- obrona dyplomowa kasi
- turcja: antalya
- bośnia i hercegowina: sarajewo na koniec
- bośnia i hercegowina: banja luka
- bośnia i hercegowina: wodospady kravica
- bośnia i hercegowina: mostar z drona
- bośnia i hercegowina: mostar
- bośnia i hercegowina: ratusz w sarajewie
kategorie
- abstrakcje
analogowo
backstage
chłopaki
cinemagraph
cyfrowo
dziewczyny
kulinarne
miejsca
mobilnie
osobowości
panoramy
pierdupierdu
polaroid
poradnik
portfolio
przedmioty
publikacje
różne
wydarzenia
wyprawy
archiwum bloga
moje rzeczy
portfolio
instagram
threads
youtube
tiktok
9szmul
pogadajmy podcast
Spełniłem swoje największe marzenie i nagrałem album muzyczny. Następnie znalazłem wytwórnię muzyczną i wydałem go na największych serwisach z muzyką! Sprawdź stronę albumu:
Jako że to blog, to mam tu również klasyczne blogowe wpisy, w których pokazuję moje codzienne życie: sesje zdjęciowe, wyprawy i tym podobne rzeczy. Wszystko mobilnie, ze smartfona:
Jeżeli spodobały ci się moje materiały na Youtube lub zdjęcia, postaw mi kawę - będzie mi naprawdę niezmiernie miło:
Piekielnie upalna Turcja, ale bardzo fajna. Trochę zdjęć i trzy filmy na Youtube! Zobacz→
Bardzo doświadczone Sarajewo, jeszcze bardziej doświadczony Mostar i serbska Banja Luka. Zakochałem się w Bośni! Zobacz→
Bardzo fajna sesja studyjna z Julią Łukiewską. Tak jak lubię! Zobacz→
Globalna sesja zdjęciowa dla XIAOMI! Producentem OnlyOnly, agencją odpowiedzialną za całość GONG. Ogromna duma! Zobacz→
Genialny miesięczny pobyt w Tajlandi. Wigilia w klubie drag queen, sylwester na tajskim boksie dla lokalsów... i wiele, wiele więcej! Zobacz→
Absolutnie niesamowite Kosowo - całkiem inne, niż się go spodziewałem. We wpisach zdjęcia jak i vlogi.. Zobacz→
Estonia nieodkryta! Byłem w miejscach, o których pewnie nawet nie słyszeliście. Ja się w tym kraju zakochałem!. Zobacz→
KIedyś fotografowałem również na klasycznych negatywach, a głowę miałem pełną przedziwnych pomysłów. Zobacz→
Niesamowite Uzbekistan i tadżykistan. Duszanbe, Chiwa, Buchara czy Samarkanda. A wszystko doprawione krótkim pobytem w Abu Dabi. Wszystko na zdjęcich i we vlogach. Zobacz→
Od pięknych rejonów, poprzez skaliste miasto, po totalny rozpierdol Neapolu. W tej serii vlogów jak i na tych zdjęciach pokażę Wam pełen przekrój tego niesamowitego kraju! Zdjęcia i vlogi. Zobacz→
Sesja do zimowego numeru Digital Camera Polska w szklarni w Powsinie z pięknymi Różą i Roksaną. Zobacz→
Byłem w miejscach, które jeszcze do niedawna były okupowane przez rosyjskie wojska. Widziałem masowe groby oraz straszne zniszczenia. Nigdy tego nie zapomnę!. Zobacz→
Pełna kontrastów Łotwa. Zarówno na zdjęciach jak i w 6 odcinkowej serii vlogów. Zobacz→
Z jednej strony piękna, a z drugiej niesamowicie abstrakcyjna Armenia. Wyprawa tak szalona, że nie da się jej opisać w kilku zdaniach. Zobacz→
Wykonałem kilka zdjęć do najnowszej książki Marty Grzebyk z Krytyki Kulinarnej. Okładka + przekładki. Jak zawsze w super ekipie ze Studia Odczaruj Gary! Zobacz→
Kinga i Agnes we wspaniałej bieliźnie God Save Queens. Na Instaxach. Zobacz zdęcia→
Reklamowa sesja zdjęciowa do magazynów Viva! Oraz Uroda Życia. Zobacz zdjęcia→
Kilka polaroidów wykonanych podczas zdjęć do sierpniowego numeru Digital Camera Polska. Zobacz→
© Dawid Markoff
Wszelkie prawa zastrzeżone