Dzisiejszy dzień jest najgorszy – bo trzeba wracać do Polski. A powroty z takich miejsc jak Malta są najgorsze. Moglibyśmy tu zostać kolejny tydzień, albo i dwa. Klimat tego miejsca, ludzie, pogoda (pomimo deszczowych dni w listopadzie)… No trudno. Lot mamy o 18, a o 11 musimy się wymeldować z pokoju. Tak więc zostawiamy bagaże w hotelu i idziemy na ostatni spacer ulicami Sliemy. Na mapie mam jeszcze jedno miejsce – Duck Village! Justynka bardzo chce zobaczyć to miejsce…
Duck Village to miejsce, w którym… żyją kaczki. Po prostu. Znajduje się nad zatoczką, tuż przy moście łączącym dzielnicę Gżira z wysepką Manoel. Miejsce nie jest czymś spektakularnym, ale warto je zobaczyć. Bo kaczki żyją tu z… kotami. Jedne obok drugich, razem, w pełnym spokoju.
Malta to miejsce, które podobno odwiedza bardzo wielu Polaków. Niestety ich ślady można znaleźć na całej wyspie. Na ogół są to naklejki, lub napisy na murach. No cóż.
W jednym z filmów na Youtube już je pokazywałem, ale na zdjęciach ich chyba nie publikowałem. To te stare, fascynujące stacje benzynowe. Rozsiane po miastach Malty, przy ulicach, gdzieś przy zwykłych sklepikach… Większość już nie działająca.
Nie mogło oczywiście zabraknąć i brzegu Sliemy, w której mieliśmy nocleg. Tam wybraliśmy się tuż przed odjazdem na lotnisko. Wypiliśmy dobrą kawę i zjedliśmy po pysznym ciastku jabłkowym. Pogoda niestety nie pożegnała nas słońcem i upałem, a wiatrem i mżawką. Trudno, listopad na Malcie. Było wspaniale, zapewne jeszcze tu wrócimy. Może nie za rok, bo na 2019 mamy inne plany podróżnicze…
Polska przywita nas padającym śniegiem.
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, miejsca, wyprawy tagi: gżira, malta, sliema, x100s
malta, dzień 5: valetta, sliema
Valetta przyciąga. Jesteśmy tu już chyba trzeci raz. Czwartego pewnie już nie będzie, a przynajmniej podczas tego pobytu na Malcie. Wysiadamy z autobusu i idziemy w okolice Parlamentu. Dziś jest o wiele ładniejsza pogoda, może uda nam się zrobić kilka lepszych zdjęć niż ostatnio gdy lał deszcz.
Tak, dziś jest idealnie. Piękne niebo, słońce… Parlament Malty wygląda o wiele ciekawiej. Niestety nie da się wejść pomiędzy jego budynki – jest jakieś wydarzenie, całość jest odgrodzona i chroniona przez policjantów. No trudno, pozostaje fotografowanie z zewnątrz.
Barakka Lift (winda przy ogrodach Barakka) w taką pogodę wygląda jeszcze lepiej. Szwendamy się powoli po okolicy i powoli zbieramy się na prom do Sliemy. Po raz ostatni. Będzie mi brakowało tych przepraw, klimatu jakim jest płynięcie z jednego brzegu na drugi, z jednego miasta do drugiego.
Wieczór klasycznie już spędzimy na skalistym brzegu Sliemy. Wieje mocny wiatr, chyba jeszcze mocniejszy niż wczoraj. Ale pogoda jest z goła odmienna, więc jest bardzo przyjemnie (znajdziecie to w moim FILMIKU→ z tego miejsca na Youtube). Strasznie polubiłem to miasto i te skały.
Wieczorem idziemy do pubu „Hole in the Wall„. Niesamowicie klimatyczne, malutkie miejsce. Zaskoczenie podczas zamawiania piwa to cała masa polskich piw z browaru AleBrowar. Ja jednak zamawiam jakieś kraftowe piwo z Malty – bezglutenowe (sic!). Podane w puszce, ale bardzo dobre. Nazwy niestety już nie pamiętam. Na małej andresoli gra miejscowy chłopak. Dziwna, psychodeliczna muzyka. Do tego cała masa kadzidełek… Co za miejsce!
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, miejsca, wyprawy tagi: malta, sliema, valetta, x100s
malta, dzień 4: popeye village
Ale mamy miejsce na naszej mapie! Zawsze chciałem je zobaczyć, autentycznie. Ale może oddam na chwilę głos samej Wikipedii, bo przecież ona wie o wszystkim najlepiej.
Popeye Village (pol. Wioska Popeya, filmowe Sweethaven) – park rozrywki na Malcie w gminie Mellieħa, nad zatoką Anchor Bay. Park ma postać wioski, którą zbudowano w ciągu ostatnich 7 miesięcy 1979 roku na potrzeby filmu Popeye (Roberta Altmana z Robinem Williamsem), kręconego tu w 1980 roku. Dziś wioska jest otwarta cały rok dla turystów jako skansen i kompleks rozrywki rodzinnej, jest jedną z atrakcji turystycznych Malty.Do budowy filmowej wioski Sweetheaven użyto drewna z Holandii, natomiast gonty drewniane użyte do budowy dachów zostały sprowadzone z Kanady. Niektóre z domów w wiosce Popeya zostały wyposażone w różne przedmioty związane z filmem, w tym rekwizyty wykorzystywane w produkcji filmu.
Do wioski jedziemy komunikacją miejską. Z przesiadką, dwoma autobusami. To jest już niezłą przeprawą, bo jak już wspominałem we wcześniejszym wpisie, komunikacja jeździ tu jak chce i kiedy chce. Więc jedziemy jednym autobusem około 40 minut. Czekanie na kolejny to niezła jazda. Na rozkładzie są dwa takie same, w teorii jadą w to samo miejsce. Jednak po przyjechaniu autobusu, kierowca mówi nam, że nie jedzie w miejsce z rozkładu. No to czekamy na kolejny.
Jest! Jedziemy. Jesteśmy na miejscu po kolejnych 25 minutach jazdy. Wejście kosztuje €10.50. Tanio nie jest, ale warto zapłacić. Wioska jest niesamowita. My niestety jesteśmy w dniu, w którym nie są już organizowane darmowe rejsy. Więc pozostaje nam jedynie obejrzenie samej wioski…
Spacerujemy, wchodzimy do domków, schodzimy nad samą wodę… Magiczne miejsce. Robimy zdjęcia, nagrywamy sporo materiału na GoPro (znajdziecie to w moim FILMIKU→ z tego miejsca na Youtube)
Niestety pod koniec zaczyna padać deszcz. Na szczęście zobaczyliśmy już wszystko, co było do zobaczenia. Można wracać. Wiemy już, że będzie to ponownie niezła przeprawa. Autobus jest tym razem punktualnie, ale aby nie było tak idealnie, to jedzie inną trasą niż ta, którą jechać powinien. Ma to jednak chyba sens – w pewnym momencie zatrzymuje się. Kierowca informuje, że jedzie w inne miejsce ze względu na to, że woda zalała drogi i nie ma przejazdu na jakimś z odcinków. Wysiadamy. Jesteśmy na jakimś przystanku, pada deszcz. Ale z daleka widzimy jakąś fajną plażę. Trudno, idziemy. Jakoś potem wrócimy do Sliemy. Sama plaża super, podobno są tu najlepsze zachody słońca. Dziś niestety takiego nie uświadczymy. Aparat wyjmuję tylko do jednego zdjęcia, resztę kręcę na GoPro.
Do Sliemy udaje się nam wrócić po kolejnej godzinie. Chwila odpoczynku, podsuszenia butów i idziemy na spacer. Wieje straszny wiatr co sprawia, że woda dosłownie rozbija się o skały i wielkie mury miasta. Ale klimat! (zobaczcie moje wideo na Youtube!). Zostajemy tu aż do późnych godzin nocnych. Chłoniemy wiatr i głośny szum fal. Jest bardzo chłodno, ale fajnie.
Jutro wybieramy się w dolną część Malty, aby zobaczyć targ rybny w Marsaxlokk. Oby pogoda dopisała!
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, miejsca, wyprawy tagi: malta, popeye village, sliema, x100s
Nie no, bez jaj! Z rana leje deszcz. Gdy wychodzimy z hotelu, już tylko kropi. Ale wieje wiatr. Dobra, damy radę! Mamy kurtki, bluzy, ruszamy na ten śmieszny stateczek. Kierunek oczywiście jeden: Valletta. Wczoraj było tam bardzo fajnie. Gdzieś w połowie drogi dopada nas straszna ulewa. Ulice Sliemy spływają dosłownie potokami wody (znajdziecie to w moim FILMIKU→ na Youtube)
Udaje się. Wyciskamy wodę ze skarpetek (buty mamy całkiem przemoknięte, ale nie ma sensu już wracać do hotelu), kupujemy za garść drobnych eurocentów dwa bilety i ruszamy ku brzegowi Valletty.
Miasto w taką pogodę jest jeszcze bardziej klimatyczne. Więc chodzimy i fotografujemy. Buty zaczynają powoli schnąć, więc poprawiają się nam nawet humory. Zaczyna być naprawdę miło…
Dochodzimy do parlamentu. Budynek zaprojektowany przez Renzo Piano został otwarty 4 maja 2015. Jego budowa kosztowała ponad 90 mln euro. Od 1921 do 1976, miejscem obrad parlamentu Malty była Izba z gobelinami w Pałacu Wielkiego Mistrza, także w Valletcie. W 1976 roku, dawny Arsenał w tymże pałacu został przekształcony w nowy parlament, a spotkania odbywały się tam aż do otwarcia specjalnie wybudowanego budynku parlamentu w 2015 roku. Jest położony przy Republic Street obok Bramy Miejskiej, głównym wejściu do Valletty.
Jest naprawdę fajny, ale tłumy ludzi oraz zaczynający ponownie padać deszcz sprawiają, że idziemy dalej. Postaramy się tu jeszcze wrócić!
Odpalam mapkę „koniecznie zobaczyć!”, ale nawet bez niej z daleka widzimy już nasz kolejny punkt dzisiejszego dnia. To Barrakka Lift! Winda łącząca Wielki Port z górnymi ogrodami Barrakka, uruchomiona w 2012. Ma 58 metrów i jest betonową konstrukcją otoczoną aluminiową siatką. Znajdują się na niej dwie kabiny mogące pomieścić 21 pasażerów każda. Czas przejazdu wynosi około 23 sekundy. Dziś z góry można zjechać za darmo (normalnie €1). Aby wjechać, trzeba już zapłacić – chyba, że przypłynęło się stateczkiem np. z Cospicua, wtedy za okazaniem biletu wjazd jest darmowy. My potem gdzieś ten bilet zgubimy, ale miły starszy Pan na bramkach machnie ręką i wjedziemy za darmo.
Z windy widzimy kolejną fajną rzecz: to wielkie jachty na drugim brzegu. Musimy się tam dostać! Odpalam Moovit, moją ulubioną aplikację w podróżach i sprawdzam komunikację miejską. Jest! Można tam dojechać autobusem. Takim jeszcze nie jechaliśmy, więc będzie to dobra okazja. Celem jest Fort St. Angelo oraz znajdująca się obok Vittoriosa Yacht Marina.
Sama komunikacja to ogólnie stan umysłu na Malcie. Po pierwsze autobusy nie jeżdżą według rozkładu. Są albo wcześniej (np. 10 minut), albo o wiele później. Prawie zawsze tak jest. Po drugie wsiada się zawsze przednimi drzwiami i płaci za bilet u kierowcy (jeżeli macie kartę z jakimś biletem okresowym, robicie tak samo – wtedy po prostu przykładacie kartę do czytnika obok kierowcy). Zwykły bilet kosztuje €1.5 i można nim jechać kilkoma autobusami w jednym kierunku (jedna podróż) do 2 godzin od zakupu.
Byliśmy świadkiem, gdy ktoś wsiadł drzwiami środkowymi. Kierowca wstał i zaczął na tą osobę krzyczeć. Musiała wysiąść i wsiąść przodem. Po prostu Malta. Kierowcy są jednak na ogół bardzo uprzejmi (pod warunkiem, że stosujecie się do zasad obowiązujących w maltańskiej komunikacji;)
Sama Marina nas zauroczyła. Jednocześnie przestało padać i wyszło nawet słońce, więc mogliśmy spokojnie pospacerować obserwując większe i mniejsze jachty oraz setki łódeczek. Do Fortu już nie weszliśmy – było za mało czasu, a chcieliśmy jeszcze spod jego murów zobaczyć zachód słońca…
…który był naprawdę fajny przez ogromne chmury (na szczęście już odchodzące z wiatrem). Staliśmy tam i obserwowaliśmy. Obok siedział jakiś mężczyzna z wędką, a w tle grało jego malutkie, przenośne radyjko.
Powroty są zawsze najgorsze. Trochę żałowaliśmy, że nocleg mamy w Sliemie, a nie gdzieś w pobliżu miejsca, w którym właśnie byliśmy. No ale nic, trzeba było wracać. Najpierw do Valletty, a potem do Sliemy. Niby trzy różne miasta, a jednak tak blisko. W drogę do Valletty wybraliśmy się tym razem stateczkiem, aby następnie wjechać Barrakka Lift na górę, przejść do portu przez całą stolicę i kolejnym stateczkiem popłynąć do Sliemy. Cudownie:)
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, miejsca, wyprawy tagi: cospicua, malta, sliema, valletta, x100s
malta, dzień 2: ponownie sliema
Kończymy ponownie w Sliemie. Chwila odpoczynku w hotelu po Vallettcie i ruszamy w miasto. Tym razem już na pełnym luzie chcemy pochodzić pomiędzy kamieniczkami, zajść na kamienisty brzeg… Po prostu wolno pospacerować. Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie zabrał do kieszeni aparatu.
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, miejsca, wyprawy tagi: malta, sliema, x100s
Słońce! Ależ ładna pogoda, na termometrze 25 stopni. W Polsce w tym momencie jest chyba około 4… Nie można siedzieć dłużej w hotelu, czas wyruszyć „w miasto”. Najpierw szybkie śniadanie z pięknym widokiem na Morze Śródziemne, a potem woda do plecaka, aparat, telefony i GoPro i wychodzimy.
Najpierw miejsce, w którym mieszkamy: Sliema. Sliema należy do wielkiej konurbacji, położonej w północnej połowie wyspy. Miasto graniczy z St. Julian’s i Gzirą – do których można dojść sobie po prostu pieszo w jakieś 30 minut (odległości są tak niewielkie). Obecnie jest stosunkowo nowoczesnym miastem, jednak częściowo zachowała się tu też starsza zabudowa. Nazwa Tas-Sliema pochodzi od kaplicy Marii Dziewicy, która służyła jako punkt odniesienia dla kilku okolicznych rybaków. Nazwę można też połączyć z pierwszymi słowami modlitwy „Zdrowaś Maryja”, która po maltańsku brzmi „Sliem Għalik Marija” – „Sliem” w języku maltańskim oznacza słowo „pokój”.
Szybko schodzimy z chodnika i ruszamy bardzo długim, skalistym brzegiem. Malta to nie klasyczne, pełne piasku plaże, ale właśnie skały. Jednak w słońcu, gdy się nagrzeją, są idealne do dłuższego wylegiwania się. Tak, na chwilę postanawiamy to przetestować i spędzamy tak godzinę. Zresztą nie jesteśmy tu jedynymi osobami – ludzie wychodzą tu w przerwach na pracę, kładą się i czytają książki. Super klimat!
Woda jest bardzo czysta i ciepła, ale ruszamy dalej. Gdzieś po drodze mijamy cała grupę dzieci, które idą z nauczycielką wzdłuż chodnika. Same dziewczynki w zielonych mundurkach. Zauważymy potem, że klasy są tu chyba układane właśnie w ten sposób: sami chłopcy i same dziewczynki. Nie wiem jednak czy to trafne spostrzeżenie, muszę to sprawdzić.
Na chwilę zatrzymujemy się przy dwóch mężczyznach. Łowią ryby. Gdy Justyna robi im zdjęcie, ja zauważam w oddali fajne miejsce. Wygląda na opuszczone, ale nie jestem pewien… Ruszamy!
Miejsce okazuje się jakimś zamkniętym lokalem. Chyba. Tzn można wejść na jego teren bez problemu. Są jeszcze jakieś reklamy alkoholi, pusty basen (w innym miejscu będzie jeszcze jeden, ale napełniony). Wygląda tak, jakby został zamknięty po wakacyjnym sezonie. Jednak jego stan podpowiada, że nie był używany od dłuższego czasu. Na brzegu znajdziemy kilka takich miejsc. Niektóre jakby odnawiane (widać nowo wylany beton), a inne popadające w ruinę. Nikogo jednak tu nie ma, możemy chodzić po tych miejscach bez najmniejszych problemów.
Wystarczy. Sprawdzamy mapę i postanawiamy wybrać się dzisiejszego dnia jeszcze w jedno miejsce: do stolicy, Valletty! Można tam dostać się pieszo, komunikacją miejską lub małym stateczkiem. Wybieramy ostatnią opcję. Pozostaje nam tylko przejść przez centrum Sliemy na drugi brzeg miasta, gdzie znajduje się port. Ruszamy!
skomentuj →
kategoria: cyfrowo, miejsca, wyprawy tagi: malta, sliema, x100s
menu
o mnie
wyprawy na wschód i nie tylko
najnowsze wpisy
- warszawa, włochy i ponownie warszawa
- calibrite display 123
- najdłuższe podsumowanie: obrony w af
- najdłuższe podsumowanie ever 2
- najdłuższe podsumowanie ever 1
- vlogująca kasia
- szmul jewson – największy dupek w lidze
- konkurs 'waste not, snap a lot’
- stylowo
- wrześniowo
- busted!
- ludzie displate
- kolejny plan zdjęciowy
- biały miś
- displate, backstage
- julia łukiewska
- dobra sesja beauty
- obrona dyplomowa kasi
- turcja: antalya
- bośnia i hercegowina: sarajewo na koniec
- bośnia i hercegowina: banja luka
- bośnia i hercegowina: wodospady kravica
- bośnia i hercegowina: mostar z drona
- bośnia i hercegowina: mostar
- bośnia i hercegowina: ratusz w sarajewie
kategorie
- abstrakcje
analogowo
backstage
chłopaki
cinemagraph
cyfrowo
dziewczyny
kulinarne
miejsca
mobilnie
osobowości
panoramy
pierdupierdu
polaroid
poradnik
portfolio
przedmioty
publikacje
różne
wydarzenia
wyprawy
archiwum bloga
moje rzeczy
portfolio
instagram
threads
youtube
tiktok
9szmul
pogadajmy podcast
Spełniłem swoje największe marzenie i nagrałem album muzyczny. Następnie znalazłem wytwórnię muzyczną i wydałem go na największych serwisach z muzyką! Sprawdź stronę albumu:
Jako że to blog, to mam tu również klasyczne blogowe wpisy, w których pokazuję moje codzienne życie: sesje zdjęciowe, wyprawy i tym podobne rzeczy. Wszystko mobilnie, ze smartfona:
Jeżeli spodobały ci się moje materiały na Youtube lub zdjęcia, postaw mi kawę - będzie mi naprawdę niezmiernie miło:
Piekielnie upalna Turcja, ale bardzo fajna. Trochę zdjęć i trzy filmy na Youtube! Zobacz→
Bardzo doświadczone Sarajewo, jeszcze bardziej doświadczony Mostar i serbska Banja Luka. Zakochałem się w Bośni! Zobacz→
Bardzo fajna sesja studyjna z Julią Łukiewską. Tak jak lubię! Zobacz→
Globalna sesja zdjęciowa dla XIAOMI! Producentem OnlyOnly, agencją odpowiedzialną za całość GONG. Ogromna duma! Zobacz→
Genialny miesięczny pobyt w Tajlandi. Wigilia w klubie drag queen, sylwester na tajskim boksie dla lokalsów... i wiele, wiele więcej! Zobacz→
Absolutnie niesamowite Kosowo - całkiem inne, niż się go spodziewałem. We wpisach zdjęcia jak i vlogi.. Zobacz→
Estonia nieodkryta! Byłem w miejscach, o których pewnie nawet nie słyszeliście. Ja się w tym kraju zakochałem!. Zobacz→
KIedyś fotografowałem również na klasycznych negatywach, a głowę miałem pełną przedziwnych pomysłów. Zobacz→
Niesamowite Uzbekistan i tadżykistan. Duszanbe, Chiwa, Buchara czy Samarkanda. A wszystko doprawione krótkim pobytem w Abu Dabi. Wszystko na zdjęcich i we vlogach. Zobacz→
Od pięknych rejonów, poprzez skaliste miasto, po totalny rozpierdol Neapolu. W tej serii vlogów jak i na tych zdjęciach pokażę Wam pełen przekrój tego niesamowitego kraju! Zdjęcia i vlogi. Zobacz→
Sesja do zimowego numeru Digital Camera Polska w szklarni w Powsinie z pięknymi Różą i Roksaną. Zobacz→
Byłem w miejscach, które jeszcze do niedawna były okupowane przez rosyjskie wojska. Widziałem masowe groby oraz straszne zniszczenia. Nigdy tego nie zapomnę!. Zobacz→
Pełna kontrastów Łotwa. Zarówno na zdjęciach jak i w 6 odcinkowej serii vlogów. Zobacz→
Z jednej strony piękna, a z drugiej niesamowicie abstrakcyjna Armenia. Wyprawa tak szalona, że nie da się jej opisać w kilku zdaniach. Zobacz→
Wykonałem kilka zdjęć do najnowszej książki Marty Grzebyk z Krytyki Kulinarnej. Okładka + przekładki. Jak zawsze w super ekipie ze Studia Odczaruj Gary! Zobacz→
Kinga i Agnes we wspaniałej bieliźnie God Save Queens. Na Instaxach. Zobacz zdęcia→
Reklamowa sesja zdjęciowa do magazynów Viva! Oraz Uroda Życia. Zobacz zdjęcia→
Kilka polaroidów wykonanych podczas zdjęć do sierpniowego numeru Digital Camera Polska. Zobacz→
© Dawid Markoff
Wszelkie prawa zastrzeżone